Strony

poniedziałek, 29 czerwca 2020

"Przy naszej piosence" / Klaudia Bianek / recenzja / + bonus

  Cześć! Tytuł jest trochę mylący (nie chciałam go strasznie rozwlekać), ale tym razem, wyjątkowo, zapraszam Was nie na pojedynczą recenzję, a na opinię zbiorczą, w której opowiem Wam troszkę o aż trzech ostatnio wydanych powieściach Klaudii Bianek, czyli o "Życiu po Tobie", "Ocalało tylko serce" i przedpremierowo o "Przy naszej piosence".


  Pozwolę sobie też zaprosić Was do wzięcia udziału w dyskusji, dlatego też proszę Was - przeczytajcie wpis do końca i wyraźcie swoje zdanie.

  "Życie po Tobie" to wzruszająca opowieść o Elizie, samotnej matce dwójki dzieci, która mierzy się ze stratą męża i próbuje ułożyć sobie życie na nowo, co oczywiście nie należy do łatwych zadań.
  Nie będę ukrywać, że ta powieść jest mi szczególnie bliska, bo doskonale wiem, z czym taka osoba musi się mierzyć. Doskonale wiem, jak boli widok własnego dziecka tęskniącego za ojcem, którego nigdy nie dane już będzie mu zobaczyć...


  Natomiast "Ocalało tylko serce" to historia trudnej znajomości Klary Zegarek i Aleksandra Daliszewskiego, bohatera, który nie wierzy, że w życiu będzie jeszcze szczęśliwy.
  Mówią, że miłość leczy rany, ale nie każdy wspomina, że blizny pozostają do końca życia.


  Z kolei "Przy naszej piosence" (premiera 1.07.2020) to opowieść o znajomości Antka Zegarka, tak, tak - to brat Klary, i osiemnastoletniej Kornelii (cóż za przepiękne imię 💙), którą los doświadczył już nie jeden raz.
  Powiem Wam, że chyba pierwszy raz tak bardzo bałam się o głównego bohatera płci męskiej 🙈, bo cały czas czułam, że zło jest dosłownie krok za nim. I nie ukrywam, że uroniłam kilka łez bliżej poznając Kornelię 🙈


  A teraz przechodzimy do meritum.
  Nie da się ukryć, że książkowa społeczność na Facebooku jest dosyć aktywna i generalnie orientuje się, co w wydawniczej trawie piszczy. Kto jest aktualnie na przysłowiowym topie, kto wydał nową powieść i tak dalej.
  Ale jak wiemy, nie wszyscy czytający na bieżąco obserwują strony wydawnictw, autorów, czy blogerów książkowych. Część czytających nie zagląda na nie wcale, a część robi to od czasu do czasu. Ale do czego zmierzam?

  Otóż jakiś czas temu znajoma zapytała mnie, po które z polskich pisarek według mnie warto sięgnąć. Podałam kilka nazwisk i nie będę ukrywać, że jedną z polacanych przeze mnie autorek była właśnie Klaudia Bianek. Po kilku dniach oczywiście zadałam pytanie, czy pomogłam i tak dalej. Finalnie doszło do tego, że moja znajoma napisała mi, że z polecanych przeze mnie nazwisk zdecydowała się na dwa. Z reszty zrezygnowała, bo autorki... miały w porównaniu z innymi mało lajków na Fb. I powiem Wam, że mnie zatkało.
  Oczywiście nasza dyskusja trwała jeszcze baaaaaaaardzo długo. Nie będę tutaj przytaczać naszej rozmowy , bo to też nie o to chodzi, ale dało mi to bardzo dużo do myślenia.

  Nie da się ukryć, że teoretycznie korzystniej wypada autorka, która wydała 3 książki i ma sto, czy ileś tam tysięcy polubień, od powiedzmy osoby, która wydała 10 powieści, ale obserwuję ją, dajmy na przykład 500 osób (liczby przypadkowe), ale...

  Czy naprawdę żyjemy w takich czasach, w których o tym, jak postrzegają nas inni decydują lajki na Facebooku czy serduszka na Instagramie?

  Wiadomo, każdy przy wyborze lektury kieruje się innymi kryteriami. Kiedy ja zaczęłam "świadomie czytać" nie będę ukrywać, że początkowo nie było moich rodziców stać, żeby kupować mi to, co chciałam, więc jak już troszkę pieniążków uzbierałam to starałam się kupować jak najgrubsze książki, w jak najniższej cenie 🙈
  Dopiero z czasem zaczęłam kierować się opisami, gatunkami, nazwiskami - wiadomo, chętnie sięgamy po to, co już znamy. Wreszcie opiniami innych. Ale powiem Wam że nigdy nie kierowałam się polubieniami na fanpage.

  Nie ukrywam, że zdarza mi się zerknąć, ile dany autor ma polubień, ale z doświadczenia już wiem, że nie jest to wyznacznik tego, czy twórczość danego autora przypadnie mi do gustu czy też nie.
  Jest autorka, która na fb ma kilkadziesiąt tysięcy polubień i jej twórczość jest dla mnie po prostu nie do przebrnięcia, a Klaudia Bianek tych polubień ma "tylko" 1100, a ja i tak wiem, że w przyszłości sięgnę po wszystko, co tylko wyjdzie spod jej pióra.

  A jak to jest z Wami? Czym kierujecie się przy wyborze kolejnej książki? Czy lajki mają dla Was jakiekolwiek znaczenie? A może uważacie tak jak ja, że nie powinno się ich brać pod uwagę, bo przecież każdy z nas ma własny gust?
  Komentarze są jak zawsze Wasze 📝

  A ja jeszcze standardowo podrzucę Wam info o miejscach, w których możecie zamówić sobie książki Klaudii Bianek - link przekieruje Was do powieści "Przy naszej piosence".
 I dodam tylko, że wpis w żaden sposób nie jest sponsorowany. Nie powstał też we współpracy z wydawnictwem. Wszystkie trzy książki, o których wspominałam powyżej zakupiłam z własnej kieszeni.

niedziela, 14 czerwca 2020

"To, co bliskie sercu" Katherine Center / recenzja

  To nie powieść. To apel do wszystkich kobiet.


  Najnowsza powieść Katherine Center opowiada o losach Cassie Hanwell, ratowniczki pracującej w straży pożarnej w Austin (o mieście poczytacie m.in. Tutaj), w Teksasie. W wyniku splotu wydarzeń zostaje ona przeniesiona do jednostki w okolice Bostonu, która w niczym nie przypomina jej dotychczasowych miejsc pracy.
  Pracującym tu mężczyznom ciężko jest się przyznać, że "panienka" może być w czymś od nich lepsza. Co tu dużo mówić - już sama jej obecność nie wszystkim jest na rękę. Tylko pewien uroczy frycek, który rozpoczyna pracę w tym samym dniu, co Cassie, nie ma nic przeciwko jej obecności w jednostce.


  Na pierwszy rzut oka "To, co bliskie sercu" zdaje się być zwykłą obyczajówką, w której główna bohaterka próbuje udowodnić swoją wartość i pokazać, że kobieta może odnaleźć się w męskim środowisku.
  Zaczęłam tę książkę czytać przy porannej kawie, a potem przez cały dzień, jeżeli tylko mogłam, podczytywałam ją chociaż po kilka stron, finalnie kończąc ją prawie o 2 w nocy. Losy dzielnej Cassie naprawdę mnie wciągnęły. Jej walka o uznanie, o odbudowanie dawno zerwanej więzi z matką, wreszcie o przebaczenie samej sobie nie pozwoliły mi odłożyć lektury na później.

"Owszem, na świecie jest mnóstwo niewyobrażalnego cierpienia. Ale nie będzie dobrze, jeśli z tego powodu nie pozwolimy sobie na nadzieję, miłość, odczuwanie rozkoszy. Przeciwnie, należy cieszyć się każdą drogocenną sekundą tych uczuć, kiedy na nas spłyną. 
Reakcją na zło tego świata nie powinien być strach... "

  W rzeczywistości jednak pod płaszczykiem tej lekkości ukryty jest apel do wszystkich kobiet tego świata.
  Po pierwsze, aby głośno mówić o krzywdzie, która nas dotyka. Aby dążyć do sprawiedliwości. Milczenie nie jest oznaką słabości, lecz lękiem. Lękiem, z którym prędzej czy później przychodzi nam się zmierzyć.
  Po drugie, aby nie dać się zaszufladkować. Kobiety absolutnie w niczym nie ustępują mężczyznom. I możemy być, kim chcemy.

  Bohaterka Katherine Center przez wiele lat zmagała się z bólem, który ukształtował jej osobowość. Zamknięta szczelnie w swojej skorupie nie dopuszczała do siebie nikogo. Mimo to jej udało się przeżyć. Ale nie wszystkie kobiety mają w sobie tyle siły, by odbyć najcięższą walkę w życiu... Pamiętajmy o tym.

/A.

  Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Muza www.muza.com.pl