Kiedy dostałam propozycję zrecenzowania tego opowiadania od samego autora, pierwsze co zrobiłam, to wybrałam się na portal lubimyczytac.pl, żeby zapoznać się z jego opisem. Temat od razu mnie zainteresował, bo fabuła bardzo przypominała mi zarys filmu "13" z Jasonem Stathamem i Samem Rileyem w rolach głównych, gdzie dwudziestoletni Vince (Riley) przypadkowo dowiedział się o istnieniu tajemniczej koperty, dzięki której można było zarobić mnóstwo pieniędzy. Naiwny chłopak wszedł w jej posiadanie i ślepo wypełnial zamieszczone tam instrukcje. Kiedy zorientował się, że trafił do podziemnego świata, w którym rządziły jedynie dwie siły - przemoc i pieniądze, było już za późno na ucieczkę. Vince musiał liczyć na łut szczęścia – jak w rosyjskiej ruletce, w której stawką jest ludzkie życie.
Tutaj różnica jest taka, że główny bohater od razu wiedział na co się pisze. Wiedział, że za chwilę rozegra się gra o jego życie. Co gorsza - na oczach milionów telewidzów! Wszak sam zgłosił się do programu, w którym ceną jest ludzkie życie. Czy przeżył? A może pociągnięcie za spust było ostatnią czynnością jaką wykonał?
"Show na żywo" jest relacją głównego bohatera z przebiegu tego śmiertelnego "teleturnieju". Poznajemy jego myśli, spostrzeżenia na temat "konkurentów", samego show i wreszcie... życia. Porównanie ludzkiej egzystencji do lalek i pudełek - coś niesamowitego. Musicie to przeczytać. Koniecznie. Te kilka ostatnich akapitów kompletnie zmieni Wasze spojrzenie na tę historię.
Muszę przyznać, że całość zrobiła na mnie ogromne wrażenie, ale...
Właśnie, zawsze jest jakieś ale. Zasadnicza kwestia, która nie daje mi spokoju - długość tego opowiadania. Wiadomo, taka forma nie jest długa. W przypadku opowieści Mateusza Kocowskiego to zaledwie 30 stron. I to jest w zasadzie jedyny minus jaki dostrzegłam, ale taki, który niesie za sobą kilka konsekwencji.
Nie miałam okazji poczuć więzi z bohaterem, bo nasze spotkanie było zdecydowanie zbyt krótkie. Zabrzmi to brutalnie, ale było mi całkowicie obojętne czy od przeżyje czy nie.
Nie czuję się też upoważniona, żeby wypowiadać się o warsztacie twórcy tego utworu. Dla mnie język jakim posługiwał się autor był po prostu... swobodny. Takie przemyślenia bohatera. Tu i teraz. Na gorąco. Bez upiększania.
Ale czy równie dobrze spisałby się w dłuższej formie, w której musiałby stworzyć całą zagmatwaną przeszłość bohatera? Gdyby każdemu z bohaterów musiał nadać imiona, zbudować ich domy od samych fundamentów, wymyślić przyjaciół lub wrogów?
Oto jest pytanie! Na które z przyjemnością chciałabym poznać odpowiedź 😉
Gdybym miała wydać werdykt - dla mnie było dobrze. Bardzo dobrze. Bo pomysł był świetny. Kurcze, naprawdę coraz mniej ludzi ma jakiekolwiek skrupuły, zwłaszcza jeśli w grę wchodzi rozgłos, sława i zysk. I prawda jest taka, że my sami wielokrotnie strzelamy sobie w łeb, tylko bez rozlewu krwi.
Zachęcam Was gorąco do zapoznania się z opowiadaniem "Show na żywo". Jego lektura zajmie Wam chwilkę, dosłownie. A i cena jest tak niska, że w zasadzie, jakby jej nie było. Nawet jeżeli nie lubicie e-booków, jak ja, nie zdążycie się zniechęcić 😉 Jestem szalenie ciekawa Waszego zdania na temat historii bezimiennego bohatera, który stanął twarzą w twarz ze śmiercią.
Poniżej znajdziecie bezpośrednie linki do stron, na których możecie dokonać zakupu. Dodam tylko, że taka opcja będzie dostępna w każdej recenzji 😉
/Ania.
"Show na żywo"
Mateusz Kocowski
e-bookowo.pl
Dziękuję za recenzję, pozdrawiam i zachęcam wszystkich czytelników bloga do zapoznania się z opowiadaniem. Bohater musiał być bezimienny bo taki był zamysł, a i inni bohaterowie również mieli pozostać bez imion, gdyż są oni tylko uczestnikami tego show ;) Nie zmienia to jednak faktu, że fajna recenzja! Może kiedyś będzie coś większego i dłuższego ;)
OdpowiedzUsuńMam taką nadzieję :)
UsuńCieszę się, że recenzja się Panu podobała :)