Styczeń wielkimi krokami zbliża się ku końcowi, zatem czas już najwyższy troszkę porozmawiać o tegorocznych premierach. Na pierwszy ogień mam dla Was przedpremierową opinię o "Stacji miłość", debiucie autorskim Zoe Folbigg. Czy dobrym?
Piszę to z ogromnym bólem serca, ale... niekoniecznie 🙈 Zanim jednak przejdziemy do konkretów, opis wydawcy :
Książka, o której mówią wszyscy! Oparta na prawdziwej historii dziewczyny i jej mężczyzny z pociągu.
Pewnego zwykłego dnia Maya Flowers widzi, że do jej pociągu jadącego do Londynu wsiada nowy pasażer. Nagle ten dzień przestaje być zwykłym dniem. Maya natychmiast i nieodwołalnie wie, że on jest Tym Jedynym. Czas płynie, a oni codziennie zachowują się tak samo – on jest pogrążony w lekturze książki, a ona w marzeniach o ich przyszłym, szczęśliwym życiu. W końcu Maya zbiera się na odwagę i daje mężczyźnie z pociągu liścik z zaproszeniem na drinka.
Tak zaczyna się historia utraconych okazji i odnalezienia szczęścia tam, gdzie najmniej się go spodziewasz. Ta bazująca na prawdziwej historii powieść jest podnoszącym na duchu, afirmującym życie przypomnieniem, że podjęcie ryzyka może zmienić wszystko. Fantastyczna historia, która pokazuje, że miłość można spotkać wszędzie!
Doceniam fakt, że autorka postanowiła podzielić się swoją historią, aby pokazać innym, że czasami jedyne, co możemy zrobić, to zaryzykować.
Chciałabym w związku z tym napisać o tej książce w samych superlatywach, ale tego nie zrobię, bo ta powieść absolutnie niczym mnie nie zaskoczyła.
Styl autorki nie wyróżnia się niczym spośród wielu, które już miałam okazję przez tyle lat poznać. Mimo tego, że to debiut, brakowało mi powiewu świeżości. Takiej debiutanckiej spontaniczności. Zabawy słowem. Jakby autorka pilnowała się, aby było tylko i wyłącznie poprawnie. Być może wiąże się to z tym, że autorka ze "słowem pisanym" jest już związana od wielu lat, więc pewne doświadczenie w tej kwestii ma.
Bohaterowie owszem, byli ciekawie i dobrze nakreśleni, ale jakoś nie poczułam z nimi szczególnej więzi.
A zdradzę Wam, że po prostu czekam na książkę, która dosłownie mnie przeczołga. Niemalże potrzebuję czegoś, co mną wstrząśnie. Pragnę poznać bohatera, o którym nie zapomnę minimum przez kolejne kilka lat. I mam nadzieję, że w tym roku uda się komuś dokonać ze mną takich rzeczy 😉
To nie jest tak, że ta książka nie znajdzie swoich zwolenników, bo w sieci pojawiają się już powoli również pozytywne opinie. I być może to je powinniście czytać.
Wiadomo, każdy ma inny gust. Być może dziwnie to zabrzmi, ale moim zdaniem trafi ona bardziej do osób, które nie czytają nałogowo. Jestem przekonana, że np. mojej mamie przypadłaby do gustu. Z tym że ona czyta 4 książki rocznie, ja 40. I szukam w książkach czegoś zupełnie innego. I zwracam też uwagę na inne rzeczy.
Może zrobiłam się jakaś wybredna, ale żeby książka mnie ujęła, musi mnie czymś zaskoczyć. Nawet malutkim elementem. Bo może powstać 100 powieści na ten sam temat i będą one nie do przebrniecia, a 101 okaże się prawdziwą perełką. Bo wszystko zależy od tego, jak autor ugryzie dany temat.
Nie skreślam Folbigg. Wręcz przeciwnie, będę czekać na jej kolejną powieść, bo chciałabym się przekonać, jak poradzi sobie z taką typową fikcją literacką. Być może w "Stacji miłość" górę wzięły emocje, może ja miałam też lekkie wrażenie, że pcham się z buciorami w cudze życie. A tego nie lubię. Mimo, że na życzenie samej autorki.
Recenzja przedpremierowa, zresztą jak każda inna, ma to do siebie, że powinnam wskazać Wam zalety powieści, które umotywują jej zakup kosztem innej. W tym wypadku nie mogę tego zrobić, bo ich nie widzę. Przynajmniej nie w porównaniu z innymi, które w tym roku już przeczytałam.
Mówi się, że życie pisze najlepsze scenariusze. Jeżeli lubicie powieści oparte na faktach, o miłości, o walce o własne szczęście, o pokonywaniu przeszkód i własnych słabości, być może ta powieść skradnie Wasze serca. Moje póki co jest niestety na swoim miejscu...
Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem W.A.B.
Jeżeli czytaliście już tę książkę (premiera 29/01/2020, ale Empik już wysyła) koniecznie dajcie znać, co się Wam w niej podobało 😉 W ogóle jeżeli chcecie coś napisać, to zapraszam 🙋 Komentarze są dla Was 😊
Może pod tym brakiem spontaniczności siedzi za mocno korekta, redakcja i tłumaczenie?
OdpowiedzUsuńBrałam to pod uwagę, aczkolwiek po książki tego wydawnictwa sięgam dosyć często i z doświadczenia wiem (a przynajmniej mam takie wrażenie) , że jeżeli jakiś autor charakteryzuje czymś konkretnym (czy to stylem, czy jakimiś powiedzonkami, czy powtórzenia), to w polskiej wersji też jest to ukazane.
UsuńNie mam w planach tej książki, już w zapowiedziach mnie nie przekonała.
OdpowiedzUsuńSkoro tak jest, to faktycznie warto poświęcić czas dla czegoś innego :)
UsuńKompletnie do mnie nie przemówiła. :(
OdpowiedzUsuńCzytałam Twoją opinię, czytałam :)
UsuńJa nic wcześniej nie słyszałam o tej książce, ale myślę, że mogłaby mi się spodobać, lubię takie pozytywne historie :)
OdpowiedzUsuńW takim razie koniecznie po nią sięgnij :)
UsuńJestem ciekawa, jakie byłyby moje wrażenia po tej lekturze. Sam zamysł wydaje mi się dobry - ale już wykonanie często pozostawia wiele do życzenia.
OdpowiedzUsuńTutaj w sumie wykonanie samo w sobie nie jest złe. Po prostu nie urzekła mnie ta historia :/
UsuńZdecydowanie chętniej sięgam po zupełnie inne gatunki literackie.
OdpowiedzUsuńA jakie?
UsuńCiekawi mnie ta książka i chętnie po nią sięgnę :)
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci przyjemnej lektury 🙋
Usuń