Od razu uprzedzam, że to bardzo spontanicznie napisana recenzja (w tej chwili na zegarze widnieje godzina 5.32), na pięć minut po przeczytaniu ostatniego zdania.
I powiem Wam szczerze i bez ogródek, że TA KSIĄŻKA PO PROSTU ROZWALA SYSTEM! I w zasadzie nic więcej nie musiałabym już dodawać, bo to jedno zdanie opisuje wszystko. Ale troszkę dodam.
Finka zajmuje się organizacją koncertów, jednak jej wielką pasją jest fotografia i historie ludzi uwiecznionych na zdjęciach. Pewnego dnia robi zdjęcie tajemniczemu mężczyźnie, który "z hipsterską brodą i tatuażami mógłby być zarówno kryminalistą, jak i modelem awangardowych projektantów". Z pomocą przyjaciółki Martyny, próbuje odnaleźć go za pomocą mediów społecznościowych, przez co mężczyzna z dnia na dzień staje się sławny, niekoniecznie tak, jakby sobie tego życzył. To wszystko wywołuje lawinę przedświątecznych zdarzeń, które pochłoną starych i nowych znajomych Rafała vel Mistera G, z Henrykiem, wiejskim głupkiem na czele, który swoją drogą, wcale głupkiem nie jest 😉
Albo i jest. To już ocenicie sami.
Dawno nie czytałam tak dobrego debiutu. WOW! WOW! WOW! x milion. Totalnie i niezaprzeczalnie pochłonął mnie od pierwszej strony. Po prostu... aż brak mi słów, a uwierzcie, że nieczęsto mnie się to zdarza. Bohaterowie - bez wątpienia majstersztyk. Akcja - jej tempo można porównać do zjazdu z największego rollercoastera na świecie. Fabuła - perełka. Świąteczna komedia romantyczna na najwyższym poziomie.
Na okładce możemy przeczytać, że to książka, na podstawie której powinien powstać film. I wiecie, co? Ja się podpisuję pod tym obiema rękami i nogami. I czym tam jeszcze dam radę.
Ja nie jestem kinomanką. Ale nie ukrywam, że zdarza mi się oglądać filmy. Sporadycznie, ale jednak. Muszę niestety Wam powiedzieć, że jeżeli chodzi o polskie komedie romantyczne to, cóż, żaden nowy nie zrobił na mnie jakiegoś szczególnego wrażenia. Może z wyjątkiem Listów do M. Reszta, według mnie, była dość... przeciętna (oczywiście nie musicie się ze mną zgadzać). Ale z ręką na sercu uroczyście oświadczam, że jeżeli kiedykolwiek powstanie ekranizacja "Do Wigilii się zagoi" będę wystawać pod kinem na długo przed sensem, żeby nie przegapić nawet sekundy.
Autorce gratuluję tak wyjątkowej powieści. I zakończenia, po którym, gdybym stała, a nie leżała, na pewno zbierałabym szczękę z podłogi. Jak tak można, pani Agnieszko?! Jak?!
Nie będę Wam polecać tej powieści, bo ja w ogóle nie dopuszczam do sobie myśli, że możecie nie sięgnąć po tę książkę. Jednak jeżeli tak zrobicie obiecuję, że Was znajdę i się policzymy 😉
Wasz bilans zysków na pewno
będzie na plus. A ja już na zakończenie dodam, że to były najlepiej wydane 2 grosze w moim życiu (ach ten Black Friday), ale ta książka warta jest każdych pieniędzy.
/Ania.
"Do Wigilii się zagoi"
Agnieszka Błażyńska
Wielka Litera
Wcale nie czuję się zmuszona do przeczytania tej książki. 😊
OdpowiedzUsuńZmuszona może nie, ale mam nadzieję, że zachęcona 😉
UsuńUwielbiam takie udane debiuty. Zachęciłaś mnie do lektury tej książki.
OdpowiedzUsuńDla mnie - bomba!
UsuńAbsolutnie nie żałuję, że zarwałam dla niej noc 🌜
Mam w planach tę książkę. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!