środa, 27 września 2017

"Owoce Lukrecji" Laura Adori

 Lukrecja powraca. I to w wielkim stylu.


 Przyznać się! Kto, tak jak ja (czyli bardzo), tęsknił za naszą zwariowaną bohaterką? Dla tych, którzy nie mieli jeszcze przyjemności poznać Lukrecji, kilka słów przypomnienia. 
 Losy naszej bohaterki rozpoczęły się w "Przebudzeniu Lukrecji" (recenzja -> tutaj). Lukrecja, (prawie) czterdziestoletnia singielka mieszkająca w słonecznej i pięknej Italii, porzuciła pewnego dnia wszystko i wróciła na ziemię swoich przodkiń, do Polski. 
 W Warszawie miała nadzieję odnaleźć miłość i nową wersję siebie. Ale czy taka romantyczka jak Lukrecja była w stanie odnaleźć się po latach nieobecności w tym mieście? Jak się powiedziało A, trzeba było powiedzieć też i B, bez względu na konsekwencje. 
 I tak zaczęła się szalona, ale i zmysłowa podróż bohaterki, która szybko odkryła, że "apetyt na jedzenie i apetyt na seks to dwa powody, dzięki którym nieźle się bawimy, a koło życia na ziemi ciągle się toczy".  


 Uwaga! Przechodzimy do kontynuacji! 
Osoby, które nie czytały części pierwszej ostrzegam, że za chwilę poznacie kilka szczegółów z początku historii głównej bohaterki. 

 Lukrecja znalazła miłość swojego życia. Pytanie tylko, czy tą miłością jest mężczyzna, czy blog? 
Bo ja do końca nie byłam pewna, czy Lukrecja dzieli swoje serce po równo. A równowaga byłaby najlepszym rozwiązaniem. Wiadomo jednak, jak jest w życiu. Naszej bohaterki też nie ominą przyziemne problemy. Czy Lukrecji uda się uwolnić uczucie i nie uwięzić samej siebie? Oto jest pytanie, na które odpowiedz znajdziecie w tej powieści. 

 Lukrecja jest postacią... specyficzną. Tak, to odpowiednie słowo. Trudno znaleźć podobną jej postać w literaturze polskiej. Lukrusia jest inteligentna, bystra i ma fioła na punkcie smaków, zapachów i... roślin; a ściślej rzecz ujmując - kwiatów 🌼 Poza tym, jakby na przekór własnej mądrości wierzy w... różne rzeczy ☺ To wszystko tworzy mieszankę tak wyjątkową, że nie sposób nie polubić bohaterki Laury Adori. Tutaj nawet kawa w towarzystwie blogerki kulinarnej smakuje inaczej. A o potrawach nawet nie wspomnę. Magia... 
 Postacie drugoplanowe też są bardzo intrygujące i ciekawie nakreslone. Przyjaciółki Lukrecji są takimi samymi indywidualistkami jak ona. Bohaterowie płci męskiej też są mocno... zaskakujący. Niby ten sam gatunek, a takie w nim rozbieżności 😂
 U Laury Adori podoba mi się również to, że nie ogranicza się ona tylko do "zamkniętego kręgu" znajomych Lukrecji i ewentualnych adoratorów. Lukrecja spotyka na ulicach Warszawy osoby, które nie mają większego znaczenia dla fabuły, a mimo to są bardzo miłym urozmaiceniem. 
 A i humoru na kartach tej powieści nie brakuje. 
 Czytając tę książkę miałam wrażenie takiej egzotyczności. Lukrecja jest jak kolorowy ptak. A każde piórko to kolejne zaskoczenie. 
 Oj, wiele tych piórek z niej wyskubałam, chociaż z oddaniem w moje ręce największego czekała do samego końca! Niegrzeczna. 


 Może akcja tej powieści nie pędzi z prędkością pendolino. Może zwroty akcji nie są tak gwałtowne jak nagły, nieznany zakręt na naszej drodze. A mimo to, mogłabym pójść za Lukrecją na koniec świata. Wiem, może brzmi to banalnie, ale taka jest prawda. Podróż u jej boku byłaby najbardziej nieprzewidywalną przygodą życia. 

 A może Ty też zaryzykujesz i wsiądziesz razem z Lukrecją do jednego, nie byle jakiego, pociągu i przeżyjesz jedną z najbardziej aromatycznych i zwariowanych książkowych przygód w swoim życiu? Ja co prawda na chwilę wysiadłam, teraz czekam na przystanku na Ciebie i, mam nadzieję, kolejny etap podróży u boku Lukrecji ;-) 

/Ania. 

"Owoce Lukrecji"
Laura Adori 
Wydawnictwo Lira 

Za egzemplarz recenzencki dziękuję 



niedziela, 24 września 2017

"Jutro będziemy szczęśliwi" Anna Dąbrowska

Życie pisze własne scenariusze. 


 Czy oznacza to, że mamy bezczynnie przyglądać się temu, co dzieje się wokół nas? Czy w takim razie mamy być tylko biernym uczestnikiem naszego życia? A może szczęściu trzeba... pomóc? 


 To był zimny dzień. Zuza chciała ochłonąć po nieprzyjemnym wydarzeniu, które miało miejsce w sklepie jej mamy. Wyszła na zewnątrz. Wtedy w jej życiu pojawił się on, Adam. Jeszcze tego samego dnia złożył jej obietnicę. Obietnicę, której nie dotrzymał. Po roku bez pożegnania zniknął z jej życia.

"Wtedy planowałam rozpocząć studia w Szczecinie. Chciałam się tam przeprowadzić, 
byłam nawet na etapie poszukiwań pokoju, ale  nagle zjawił się w moim życiu on i sporo w nim namieszał. A później zniknął, pozostawiając po sobie wiele pytań, na które nikt nie znał odpowiedzi... ". 

 Od tego momentu minęły trzy lata. Trzy trudne i długie lata zarówno dla Zuza jak i dla Adama.
 Dziewczyna postanowiła, że już nigdy nie będzie oglądać się za siebie. I chociaż Adam nadal mieszkał w jej sercu postanowiła, że czas już rozpocząć nowy etap.

"Nie chciałam więcej tęsknić za Adamem i wierzyć w to, że kiedyś wróci. To nie byłoby w porządku wobec Marcina, z którym próbowaliśmy lepić coś na kształt związku. 
(...) 
Nie była to jednak miłość. Na pewno nie. Była to forma stłumienia samotności - dwa bijące serca stojące obok siebie robiły więcej hałasu i zagłuszały te okropne dźwięki ciszy. Ta melodia brzmiała najżałośniej, choć czasami, przyznaję, działała jak lekarstwo".

 I wtedy Adam podjął decyzję. Decyzję o powrocie...

"- Nie masz gwarancji, że Zuza ponownie wpadnie w twoje ramiona. 
(...) 
- To prawda. Nie mam żadnej gwarancji, ale czy rodząć się, otrzymujesz gwarancję na udane życie? (...) Mamo, ja chcę tylko spróbować żyć inaczej. Z nią lub bez niej". 


 Od czasu przeczytania "W rytmie passady" z niecierpliwością czekałam na kolejną powieść Anny Dąbrowskiej. I wreszcie się doczekałam, chociaż muszę przyznać, że "Jutro będziemy szczęśliwi" jest utrzymana w zupełnie innych klimatach.  
 Tym razem autorka otula nas świąteczną magią i zimową (a może sercową) zawieruchą  ❄❄❄ Jest śnieg, są choinki, ciepłe skarpety i herbata z gwiazdką anyżu. Mogłoby się wydawać - prawdziwa idylla. Ale życie (i autorka) lubi rzucać swoim bohaterom kłody pod nogi.
 Jak Zuza zareaguje na powrót Adama? Czy Adam zdecyduje się na walkę o serce, które zranił? I wreszcie, co na to wszystko Marcin? Jedno jest pewne, w tym układzie jest o jedną osobę za dużo.

  Najważniejszym atutem tej powieści jest pierwszoosobowa narracja Zuzy i Adama, dzięki czemu możemy spojrzeć na całą historię z obydwu perspektyw i lepiej zrozumieć motywy, które kierują bohaterami.
 Kolejnym jest Nie zmieniający się styl autorki, który bardzo lubię.
 Autorka obawiała się trochę, jak świąteczna opowieść zostanie przyjęta... w lecie, bowiem premiera tej powieści odbyła się 4 września. Mogłoby się wydawać, że to trochę za wcześnie na to całe bożonarodzeniowe szaleństwo. A mnie tę książkę czytało się bardzo przyjemnie pod ciepłym kocem i z kubkiem gorącej herbaty z cytryną w wolnej dłoni ☺ Ja kocham takie klimaty, tak jak i kocham święta. Fakt, może już nie odczuwam tej dziecięcej radości na myśl o ubieraniu choinki, ale nie da się ukryć, że koniec roku jest takim magicznym czasem, w którym cuda się zdarzają. Czy wydarzą się one również w życiu Zuzy i Adama?


 Nie jest to jednak opowieść tylko o zapachu piernika i świątecznym zabieganiu w kuchni szykując kolejne potrawy. Jest to opowieść o decyzjach, które źle, lub za późno podjęte, mogą zniszczyć nasze życie. A może tak naprawdę "przyszłości nie da się zmienić, bo ona już się wydarzyła, tylko my jeszcze do niej nie dotarliśmy? (...) Może rodzimy się z zapisanym scenariuszem życia, którego nie można już zmienić (...)?". 
 O tym jak jest w rzeczywistości, już wkrótce przekonają się nasi bohaterowie i, mam nadzieję, Wy razem z nimi.

 Polecam, polecam i jeszcze raz polecam.
Na teraz, na Święta, na kolejny rok. Bo prawda zawarta w tej powieści nie ma daty przydatności 🕛

/Ania. 

"Jutro będziemy szczęśliwi"
Anna Dąbrowska 
Zysk i S-ka Wydawnictwo 

Za egzemplarz recenzyjny dziękuję 
Zysk i S-ka Wydawnictwo (www.zysk.com.pl). 

środa, 20 września 2017

"Poszukiwani, poszukiwany" Małgorzata Falkowska

 To nie jest kolejna komedia dla o kretynkach! 



  Po desperackich poszukiwaniach męża przez Berkę ("Mąż potrzebny na już") i historii Zośkowej przemiany ("Gorzej być (nie) może") czas na kolejną przygodę u boku bohaterek Małgorzaty Falkowskiej. Poznajcie Monikę i Jolę, 2/6 teamu zwariowanych przyjaciółek. Wtajemniczeni wiedzą, że dziewczyny tworzą związek homoseksualny. Związek, który wkracza właśnie w kolejny etap. Etap (przyszłego) rodzicielstwa. Tak, tak. Monia i Jola starają się o dzieci. 
 Pozostałe 4/6 ekipy, czyli niezawodne przyjaciółki, oczywiście, służą dobrą radą, ale ten, kto chociaż raz spędził u ich boku kilka godzin wie, że z tego nie może wyniknąć nic... dobrego. Ale śmiesznego już tak ☺
 Kolejne próby zajścia w ciążę kończą się niepowodzeniem, a na domiar złego, jak to w życiu bywa, zaczynają piętrzyć się niespodziewane kłopoty. Czy nadejdzie wreszcie dzień, w którym spełni się wielkie marzenie pary o dwójce małych brzdąców? I co w ogóle u pozostałych przyjaciółek? 


 To nie jest kolejna komedia o kretynkach!
O tym trzeba już wspomnieć na początku. 
Każda z bohaterek jest wyrazista i chociaż ich wybory mogą wydawać się mocno niedorzeczne (kto nadaje swojemu dziecku imię zwycięzcy telewizyjnego show?! Bogu dzięki, że "Agenta" nie wygrała Tamara, bo wtedy synek Berki miałby na imię Macademian Boy 😂 lub wymyśla casting na... zastępczą przyjaciółkę? ), to są to kobiety wyjątkowe i inteligentne. Nawet ulubienica tłumów, Zosia, która w "Poszukiwani, poszukiwany" nie straciła ani trochę ze swojego uroku. 

"- Bożeszcze, Jolunia! (...) Jakbym ja wzięła te pustaki, co po ulicach w Polsce chodzą, to byłaby to największa szkoła w Kenii, a może i całej Afryce".

 Wiecie, co najbardziej lubię w powieściach Małgorzaty Falkowskiej? Właśnie to, że pod tą całą pierzynką z humoru (brawo dla autorki za wyobraźnię 👏) kryje się bogate wnętrze poruszające ważne i trudne tematy. 
 W najnowszej powieści na pierwszy plan wysunięta jest historia związku dwóch kobiet przedstawiona z ich własnych perspektyw (Monia i Jola są tu narratorkami). Opowiadają nam one o próbach zajścia w upragnioną ciążę. Zdają relację z poszukiwań wspólnego lokum. Zwierzają się z problemów, wątpliwości. Dzielą się swoimi rozterkami. Bo chociaż przyjaciółki zaakceptowały uczucie, które ich łączy, z innymi nie jest już tak łatwo. A przecież każdy ma prawo do miłości. Bez względu na wiek, rasę, czy płeć. Możemy tego nie rozumieć. Ba! Możemy tego nie akceptować. Ale szanujmy wybory i decyzje innych, nawet wtedy, kiedy dla nas są one kompletnie nie do przyjęcia! 


 W pierwotnym zamyśle autorki, historia przyjaciółek miała zamknąć się w trzech częściach. Jednak, jak sama przyznała, nie potrafi ona rozstać się ze swoimi bohaterkami, które żyją już własnym życiem. W związku z tym zakończenie "Poszukiwani, poszukiwany" jest furtką do następnej powieści. Przejście to jest, niestety, jeszcze zamkniętę. Tak się nie robi! Oj, nie robi! W głowie mam tyle różnych scenariuszy, a i tak ten właściwy posiada tylko Małgosia. Jak żyć, kiedy u dziewczyn dzieją się takie rzeczy?! I jak wytrzymać do premiery "Nowe starego początki"?!  

 Małgorzata Falkowska jest optymistką. I ten optymizm czuć w jej powieściach, chociaż stawia ona przed dziewczynami wiele przeszkód. Ale przecież nikt nie powiedział, że życie będzie łatwą podróżą, prawda? 

 Cieszę się, że mogłam objąć tę książkę ambasadorstwem, bo to powieść fajna (jak bohaterki) i ważna (jak poruszane w niej kwestie). 
 Rozśmieszy kiedy Ci źle, ale też i zmusi do przemyśleń. Połączenie idealne ❤ choć na pierwszy rzut oka sprzeczne, jak charaktery Moni i Jolki ☺

 Polecam Wam tę książkę, tym bardziej, że długie, jesienne wieczory są idealnym pretekstem do przeniesienia się w inną rzeczywistość. Zapewniam Was, że i boku dziewczyn nie grozi Wam nuda. A każda z tych podróży; czy to z Berką, czy z księżniczką Zosią, czy z bohaterkami dzisiejszej recenzji to podróż w nieznane. 
 Jesteście na to gotowi? 

/Ania. 

"Poszukiwani, poszukiwany"
Małgorzata Falkowska 
Wydawnictwa Videograf SA 

Dziękuję autorce, Małgorzacie Falkowskiej, za możliwość objęcia powieści ambasadorstwem, a także Wydawnictwom Videograf SA za egzemplarz recenzyjny 😘😘😘

P.S :
 A teraz czas na autoreklamę ☺
 Tak prezentuje się moje logo wśród logotypów ambasadorów :



 Odkryłam też, że zdjęcie mojego autorstwa znalazło się na trzeciej stronie okładki 👍 😘

sobota, 16 września 2017

Mój pierwszy raz...

 To był lipiec. Tego jestem pewna. 


źródło zdjęcia: tapeciarnia.pl

 Wtedy to właśnie Hania z  Nie oceniam po okładkach nominowała mnie do pierwszego w moim życiu LBA. 
 Jesteście ciekawi, jakie pytania wymyśliła oraz jakich ja udzieliłam odpowiedzi? 
 W takim razie kawa/ herbata w dłoń i przyjemnego czytania ☺


1. Ulubiona książka z dzieciństwa?
Zdecydowanie "Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków" - szalałam za księciem 😂 Ach, te pierwsze miłości ❤
2. Czym jest dla Ciebie książka?
Nieodłącznym elementem życia. 
3. Książka, która wywołała w Tobie największe emocje to?
"W rytmie passady" Anny Dąbrowskiej. 
4. W jakim miejscu najbardziej lubisz czytać?
Na równi najbardziej lubię czytać w łóżku (w nocy) i w kuchni (przy porannej kawie). 
5. Czy pożyczasz swoje książki innym?
Tak, nie mam z tym problemu, chociaż strasznie za nimi tęsknię kiedy są poza domem. 
6. Czy słuchasz audiobooków?  Dlaczego tak/nie?
Nie, bo nie potrafię się skoncentrować. Ja muszę mieć literki przed oczami. Czuć zapach papieru. Słyszeć szelest stron. 
7. Najgorsza książka, jaką przeczytałaś to?
"Ława przysięgłych" Grishama. 
8. Który bohater literacki najbardziej Ciebie przypomina?
Chyba jeszcze na takiego nie trafiłam. 
9. Wymień trzy książki, które najbardziej zapadły Ci w pamięć. Dlaczego akurat te?
Wspomniana już wcześniej powieść Ani Dąbrowskiej, czyli "W rytmie passady" - po tylu wylanych łzach nie sposób jej zapomnieć. 
Na długo zapamiętam też "Moje śliczne" Karin Slaughter, bo w trakcie jej czytania byłam po prostu przerażona ludzkim okrucieństwem. 
A trzecia (i czwarta)? Na zawsze zapamiętam też historie opisane w moich patronatach medialnych ("Wizaż śmierci" Ewy Dudziec oraz "Jak feniks z popiołów" Grety Gulsen), bo mimo że ich nie napisałam, traktuję je trochę jak takie moje książkowe dzieci. Zawsze będą one miały honorowe miejsce zarówno na mojej półce jak i w moim sercu. 
10. Książka idealna na poprawę humoru to?
Komedia 😂 
11. Czy planujesz w tym roku przeczytać daną liczbę książek? Jeżeli tak, to jaką?
W styczniu założyłam sobie, że przeczytam w tym roku 100 książek. W lipcu przy 52 przestałam liczyć ☺ Ale myślę, że osiągnę swój czytelniczy cel ☺

 Uff, udało się! Haniu, dziękuję ☺
To było bardzo ciekawe doświadczenie! 


 A teraz czas na moje pytania ☺
1. Czy pamiętasz książkę, którą jako pierwszą przeczytałaś samodzielnie? 
2. W jakich książkach gustujesz obecnie? 
3. Która książka według Ciebie ma najpiękniejszą okładkę? 
4. Która książka według Ciebie ma z kolei najbrzydszą okładkę? 
5. Lecisz sama na miesięczny pobyt na bezludną wyspę i możesz zabrać ze sobą tylko jedną książkę. Którą wybierzesz i dlaczego? 
6. Dokończ zdanie: Kiedy nie czytam to... 
7. Ebook czy tradycyjna książka? 
8. Jaką książkę poleciłabyś osobie, która jest dopiero na początku przygody z czytaniem? 
9. Twój ulubiony/a polski/a autor/ka to? 
10. Fenomenu którego pisarza (bądź pisarki) nie jesteś w stanie zrozumieć? 
11. Jaka książka zajmuje pierwsze miejsce na Twojej liście "must have" (lub jak kto woli "must read")? 

 Nominuję:

Przyjemnej zabawy!!!

/Ania. 

piątek, 8 września 2017

"Zakładnik" Przemysław Borkowski

 Psycholog Zygmunt Rozłucki znalazł się w złym miejscu, o złym czasie. A może wręcz przeciwnie? 




 To powinien być dzień, jak każdy inny. Pełen biegnących do pracy ludzi, roześmianych dzieci, szczekających psów. A jednak nie był. Był... inny. 
 Zygmunt Rozłucki zgodził się zastąpić przyjaciela w roli eksperta w programie śniadaniowym. Tuż przed jego planowanym wejściem na antenę dochodzi do zaskakujących wydarzeń. 
 Do studia wdziera się człowiek, który w transmisji na żywo na oczach milionów Polaków bierze zakładników, jednego z nich zabija, odczytuje bezsensowne oświadczenie, po czym sam popełnia samobójstwo. 
 Policja bierze go za wariata i szybko zamyka sprawę. Jednak dociekliwa dziennikarka, Karolina Janczewska (jedna z zakładniczek) namawia psychologa do pomocy w przygotowaniu reportażu o "przestępcy". To mógłby być jej temat życia. 
 Wspólne śledztwo doprowadzi ich do rodzinnej miejscowości zamachowca i tajemniczej śmierci sprzed dwudziestu lat. 
 O co w tym wszystkim chodzi? Dlaczego mąż, ojciec, zwyczajny człowiek popełnił taką zbrodnię? Kim tak naprawdę jest/był tytułowy Zakładnik
A może to dopiero... początek? Odpowiedź Was zaskoczy! 


 WOW! Nie spodziewałam się, że to będzie tak dobra książka. Świetnie skonstruowana fabuła, ciągłe zwroty akcji i intrygujący bohaterowie. Mieszanka wybuchowa.
 I jeszcze te krótkie rozdziały. Każdy książkoholik doskonale zna z doświadczenia założenie, że  "jeszcze tylko jeden rozdział i idę spać" ☺ W przypadku Zakładnika i mnie było tak samo. O, następny rozdział ma tylko 6 stron. Hmm, już późno. Przeczytam go i pójdę spać. O, a ten ma tylko 4 strony. A kolejny tylko 7. Itd.
 I takim oto sposobem od jednego rozdziału do następnego, i następnego, i następnego zrobiła się 4 nad ranem 🕛 Uznałam więc, że nie ma sensu kłaść się na te krótkie dwie godziny, więc postanowiłam zrobić sobie bardzo poranną kawę i skończyć powieść.  Fakt, że przeczytałam tę książkę w jeden dzień (a raczej noc) już o czymś świadczy, prawda?


 Mogłabym pisać o tej powieści długo. Mogłabym skupić się na osobowościach, okolicznościach i konsekwencjach. Mogłabym zacytować kilka naprawdę interesujących fragmentów. Mogłabym napisać o moim zdziwieniu, zaskoczeniu, niedowierzaniu. Mogłabym, ale tego nie zrobię. To nie jest historia, do której przeczytania trzeba zachęcać. To książka, którą po prostu trzeba przeczytać! Bez dyskutowania! I koniec (wielka).

/Ania. 

"Zakładnik"
Przemysław Borkowski 
Wydawnictwo Czwarta Strona 

poniedziałek, 4 września 2017

"Trzeba długo iść, żeby dojść do siebie" Annabelle Copenhay

 Czy wiara zawsze czyni cuda? 


Dziś chciałabym zaprosić Was na recenzję kolejnej propozycji od Wydawnictwa Psychoskok.


 Zamożna, wykształcona rodzina, zapewniająca dzieciom odpowiednie warunki do nauki i poznawania świata. Pozornie obraz rodziny Doroty nie budzi żadnych zastrzeżeń, bo
w takich domach TO się nie zdarza... Może, dlatego rodzicom- lekarzom tak trudno było dopuścić do siebie myśl, że ich córka cierpi na poważne zaburzenia odżywiania. Jednak trudne relacje z rodzicami i najbliższymi, brak zrozumienia i akceptacji z ich strony oraz powracające winy z przeszłości urosły do rangi problemów nie do pokonania. Nadużywanie środków odurzających, samouszkodzenie oraz próby samobójcze są przejawem nienawiści do własnego ciała i sposobem oderwaniem się od kłopotów.
 Zagubiona bohaterka nie radziła sobie z szantażem emocjonalnym, a także życiem pod presją innych. Chora początkowo zajada swoje problemy, by w efekcie pozbyć się ich - zwymiotować i znowu nic nie czuć. Dziewczyna uważała, że choroba to wszystko co ma, w momencie, kiedy ją straci nie będzie miała już nic. Obsesyjnie skoncentrowana na własnym ciele nie jest w stanie poradzić sobie i stworzyć normalnego związku z mężczyzną.
 Czy Dorota zrozumie dlaczego zachorowała, stanie się bardziej wyrozumiała dla samej siebie i drugiego człowieka, czy w końcu wyciągnie odpowiednie wnioski z bolesnej lekcji życia?


 Trzeba długo iść, żeby dojść do siebie to powieść na wskroś emocjonalna. Autorka, jak mniemam, ukrywająca się pod pseudonimem Annabelle Copenhay, dzieli się ze swoimi czytelnikami własnymi doświadczeniami w ciężkiej walce z zaburzeniami odżywiania.
 Już od wielu lat jest to poważny problem, głównie wśród młodych ludzi. Presja otoczenia, moda na bycie szczupły, mocno odciska się na ludzkiej psychice. A należy pamiętać, aby przede wszystkim żyć zdrowo, a dobre nawyki albo wprowadzać od najmłodszych lat, albo stopniowo.
 Nasza bohaterka, Dorota, w zasadzie rzuciła się od razu na głęboką wodę. Z dnia na dzień ograniczyła spożywane produkty, aby następnie w zasadzie z nich zrezygnować. I takim oto sposobem zanim się zorientowała, była już w szponach choroby. A z nich (przepraszam za wyrażenie) cholernie trudno się uwolnić....


 W przypadku tej powieści nie będę skupiać się na zachowaniu, postępowaniu, decyzjach i wyborach głównej bohaterki, bo nie mam prawa, aby oceniać jej życia. Gdyby to była postać czysto literacka, w 100% wymyślona przez autorkę, wtedy nie miałabym żadnych obiekcji, aby ją oceniać.
 Sama nie chciałabym, aby ktoś oceniał mnie, więc i ja nie będę tego robić Dorocie.
 Zwrócę jednak uwagę na chaos. Miałam wrażenie, że autorka chce bardzo wiele mi, jako czytelnikowi, przekazać. I niestety tych wiadomości było momentami aż za dużo.
 Na pewno nie jest to łatwa opowieść i podejrzewam, że Annabelle Copenhay włożyła wiele siły (i pewnie niejedną łzę) w to, aby podzielić się, bądź co bądź z obcymi ludźmi, swoją historią i może właśnie z tego wynika ten lekki zamęt w książce. Czuć w niej taki... niepokój. Tak, to dobre określenie. Jakby autorka bała się reakcji odbiorcy, więc postanowiła nie dać mu czasu na zastanowienie się nad jej wyborami.
 W moim odczuciu dużo spokojniej jest potraktowana część opisująca trudną walkę z chorobą, ale o tym już nie będę Wam pisać, bo w końcu zdradzę Wam zbyt wiele, a tego bardzo bym nie chciała.

 Moim zdaniem Trzeba długo iść, żeby dojść do siebie wymaga dopracowania; ułożenia myśli w spójną całość, a także wyeliminowania błędów, których niestety trochę w treści jest.

 Dlaczego więc warto sięgnąć po tę książkę?
Bo to nadal problem, który dotyka sporą część społeczeństwa, która chce się wpisać w obowiązujące i akceptowane kanony piękna.
 Może więc warto podrzucić ten tytuł córce, która nagle przesadnie zaczęła liczyć wszystkie kalorie?
 Ale jest to też, tak naprawdę, powieść o każdym z nas. Każdy, bez wyjątku dokonał kiedyś złego wyboru. Najważniejsze jest jednak to, aby najpierw odnaleźć tę właściwą drogę, a potem podążać nią krok po kroku ku... sobie!

Dzisiaj wiem jedno, jeśli się bardzo chce, 
bardzo wierzy w to, 
że można być zdrowym, wówczas jest to możliwe. 
Wiara, prawdziwa, szczera wiara czyni cuda. 

 Chcę być z Wami absolutnie szczera, więc zdradzę Wam, że w ogólnym rozrachunku oceniam tę książkę tak pół na pół.
 Przesłanie jest ważne ; szacunek dla autorki za odwagę i decyzję o podzieleniu się swoją historią.
 Gorzej z wykonaniem. Nie wiem, czy Annabelle Copenhay zdecyduje się jeszcze w przyszłości na wydanie kolejnej książki; jeżeli tak, sugeruję więcej spokoju, a będzie naprawdę dobrze 👍

/Ania. 

"Trzeba długo iść, żeby dojść do siebie"
Annabelle Copenhay 
Wydawnictwo Psychoskok 

Powieść zrecenzowana 
dzięki uprzejmości Wydawnictwa 
. Dziękuję 😘

niedziela, 3 września 2017

"Wybory Niny" Anna Kekus

 Zawsze głosuj na prawdziwą miłość. 



- What the fuck? - krzyknął mocno naciskając hamulec. Samochód wpadł w poślizg na mokrej od deszczu drodze, aż w końcu się zatrzymał. (...) 
Wycieraczki z trudem radziły sobie ze strugami wody, ale bez wątpienia na poboczu leśnej drogi  leżało ciało. Wysiadł. Runęła na niego ściana deszczu. Była trzecia nad ranem. 
Noc strachów, duchów i szkieletów, czyli Halloween. (...) Sprawdził puls... Żyła. 
Sięgnął do kieszeni marynarki. Wyjął komórkę, która przez tych kilka chwil prawie zupełnie zamokła. Z trudem wybrał numer. 
- Halo! Nazywam się Damian Maxwell. Znalazłem nieprzytomną dziewczynę... 

 W tak drastycznych okolicznościach na Old Cutler Road krzyżują się drogi Niny i Damiana. Ona jest zagubioną i zbyt ufną emigrantką znad Wisły. On z kolei to miejscowy playboy o polskich korzeniach, który postanawia spróbować swych sił w polityce. Niestety jego liczne romanse i interes, który prowadzi nie do końca wzbudzają zaufanie obywateli. Aby stać się go godnym, młody mężczyzna nie ma wyboru - musi się ustatkować i ożenić. Tylko w ten sposób zyska w oczach wyborców. 
 Nie wierzący już w miłość Damian proponuje Ninie układ - małżeństwo na pokaz wzamian za przyzwoite wynagrodzenie. Czy to jednak dobry pomysł- zamienić życie w jedną wielką farsę? 

źródło zdjęcia: 

 Czytając opis tej książki możemy dojść do słusznego wniosku, że to typowo kobiecy romans z elementami powieści obyczajowej. 
 Zachwycające plenery gorącej Florydy, przystojny mężczyzna i piękna kobieta oraz jasne i ciemne strony życia w blasku fleszy. Jeżeli dodać do tego nie zawsze czyste zagrywki w świecie polityki i kilka pikantnych, ale smacznych scen powinniśmy otrzymać crème de la crème tego gatunku. I otrzymujemy! 

 Zdaję sobie doskonale sprawę, jakie są opinie o romansach. Niestety, nie zawsze są one pozytywne. A ja przyznam się Wam szczerze i bez grama wstydu, że lubię takie klimaty. Uwielbiam od czasu do czasu sięgnąć po lekturę przy której po prostu będę mogła się zrelaksować i odprężyć;
dzięki której chociaż na kilka chwil przeniosę się w inny świat. A jeżeli dodatkowo powieść niesie ze sobą przesłanie...
 Tak, tak. Jeżeli myślicie, że Pani Anna Kekus napisała "pusty" romans wypełniony łóżkowymi scenami i nic nieznaczącymi dylematami to jesteście w błędzie! Ogromnym błędzie!
 Wybory Niny to opowieść o miłości i o decyzjach jakie musimy podejmować. Życie niestety nie zawsze daje nam jasne odpowiedzi więc i wybory nie zawsze bywają słuszne. Przekona się o tym zarówno Damian jak i nasza główna bohaterka.
 Tylko, czy obydwoje zdążą zrozumieć, że zawsze, ale to ZAWSZE trzeba głosować tylko na prawdziwą miłość?

źródło zdjęcia:

  Jeden dzień. Niecałe 24 godziny. Aż żałuję, że tylko tyle czasu spędziłam w towarzystwie bohaterów najnowszej propozycji Wydawnictwa Lira. Ale po prostu nie potrafiłam rozstać się z tą historią na dłużej niż godzinę 🕛
 Nina to kobieta, która chociaż chce dobrze, potrafi ostro namieszać. Momentami aż chciałam krzyknąć "Nina! Co ty chcesz zrobić?!/ Dziewczyno, to się źle skończy!/ Lepiej uważaj!"
 A ona i tak twardo brnęła w złą stronę. Uparciuch!

 Aż dotarła do końca. I tu moje odczucia najlepiej odda zwrot rozpoczynający tę historię: What the fuck?!  Serio! Już dawno nie doznałam takiego szoku. Ja byłam święcie przekonana, że ta powieść zakończy się gorącym pocałunkiem, spacerem w stronę słońca, albo i czymś więcej. A tu proszę. Autorka wprowadziła mnie w prawdziwe osłupienie.
 Na początku pomyślałam : zaraz, zaraz Pani autorko, tu chyba brakuje kilku stron 😂 😂 😂
 Prawda jest jednak taka, że historia Niny nadal się tworzy. Uff 👍 Całe szczęście, bo takiego zakończenia bym nie przeżyła. I tak ledwo uszłam z tego bez większego, emocjonalnego szwanku.


 Moi Drodzy, jeżeli szukacie jednego z najlepiej, najciekawiej i najpiękniej napisanych romansów z dodatkowo cudowną okładką  - właśnie przeczytaliście jego recenzje 📖
 Nic dodać, nic ująć 🌼

/Ania. 

"Wybory Niny"
Anna Kekus 
Wydawnictwo Lira 

Za egzemplarz recenzencki dziękuję 😘 😘 😘

"Pierścionek z cyrkonią" Krzysztof Piotr Łabenda

Recenzja patronacka.   W " Pierścionku z cyrkonią" 💍 Krzysztof Piotr Łabenda odpowiada na pytanie : Czy można przez całe...