niedziela, 26 sierpnia 2018

"Łódź Charona" Vladimir Wolff

 "Dawne zbrodnie, jak stare drzewa, rzucają bardzo długie cienie". 


 Oglądałam kiedyś wywiad z najbardziej cenioną przez czytelników rodzimą autorką powieści kryminalnych, która w rozmowie z panią redaktor powiedziała (nie cytuję, bo nie potrafię przytoczyć wypowiedzi słowo w słowo, ale sens pozostaje ten sam), że nie jest filozofią zabijanie kolejnych osób na co drugiej stronie, ale umieszczenie trupa dopiero na 120 przy jednoczesnym zatrzymaniu czytelnika w pełnym napięciu aż do tego momentu.  Czy zatem Vladimir Wolff umieszczając go w zasadzie w pierwszym zdaniu (powieść rozpoczyna się od słów : "Pierwsze zwłoki zobaczył, gdy miał dwanaście lat") nie strzelił sobie przypadkiem w kolano?


 Powieść "Łódź Charona" rozpoczyna się dosyć spokojnie, nawet mimo tych wszystkich trupów.  Poznajemy komisarza Pawła Tomczyka, takiego typowego gliniarza, ani dobrego, ani złego, który rozpoczyna śledztwo w sprawie wyjątkowo brutalnego morderstwa dokonanego na starszym mężczyźnie. Szybko okazuje się, że jest jeszcze jedna ofiara, która absolutnie nie pasuje do żadnego schematu.
 Wkrótce zaczynają ginąć kolejne osoby, w tym przyjaciel komisarza, a i sam Tomczyk igra ze śmiercią. Śledztwo trwa, pytań pojawia się więcej niż odpowiedzi, a rozwiązania nie widać. Czy uda się je odnaleźć w przeszłości?

 W trakcie lektury miałam wrażenie, że powieść podzielona jest na trzy etapy.
 Etap pierwszy : akcja, akcja, akcja. Oj, wiele się tu działo. Jeden trup, drugi trup, trzeci, czwarty.
 Etap drugi : teoria, teoria, teoria. Nie powiem, że ten etap nie był ciekawy. Pojawiło się kilka interesujących smaczków dotyczących naszego państwa (pamiętajcie, że ta książka jest reklamowana jako "Fascynująca podróż w śmiertelnie groźną dziś przeszłość, w powieści, w której znalazło się więcej faktów niż w niejednej teczce IPN-u", a to daje do myślenia), ale według mnie, trochę to zatrzymało tempo. W pewnym momencie nawet sam komisarz był znudzony i powoli tracił nadzieję na zakończenie śledztwa.
 I wreszcie etap trzeci : akcja, akcja, akcja. Tutaj to już wszystko działo się w zawrotnym tempie. I zdecydowanie za szybko się skończyło.


 Przyznam szczerze, że to była miła, chociaż mocna odskocznia od powieści obyczajowych.  Świetny kryminał i odwaga autora, nie bojącego się nacisnąć komuś na odcisk (kiedy przeczytacie zrozumiecie, co mam na myśli), to jest to, co robi na mnie wrażenie.
 Miejscami pojawiła się nawet szczypta humoru "Podobno diamenty to najlepsi przyjaciele każdej dziewczyny. W przypadku facetów na pewno chodziło o browar".
 Poza tym, chociaż nie to jest tu najważniejsze, powieść jest ładnie wydana - twarda oprawa, idealna jak dla mnie czcionka. Super!

 Nie jest to typ powieści, który wypuściłabym do mojego czytelniczego życia kilka razy w tygodniu, ale raz na jakiś czas zatopieniu się w taki świat mówię jak najbardziej TAK.
 I co najważniejsze, chociaż może ta powieść nie jest mistrzostwem świata, zrobiła na mnie na tyle dobre wrażenie, że mam ochotę na poznanie kolejnych historii spod pióra Vladimira Wolffa, a to chyba największy komplement, prawda?

/Ania. 

"Łódź Charona"
Vladimir Wolff 
www.warbook.pl

Recenzja powstała dzięki współpracy z www.warbook.pl 👍👍👍



piątek, 17 sierpnia 2018

" #wawskie14 " Jakub Pawełek

 Powstanie Warszawskie w czasach internetu? 


 Czasami zastanawiam się, czy są wśród nas osoby, które pamiętają wszystko z zakresu historii. Imiona władców, dokładne daty, wszystkie bardziej lub mniej ważne wydarzenia itp?
 Pewnie tylko jacyś geniusze lub zapaleni historycy, dla których przeszłość nie ma najmniejszych tajemnic.
 Są jednak w naszej historii takie daty, które każdy Polak, bez wyjątku, powinien znać. Chrzest Polski, Bitwa pod Grunwaldem, rozbiory Polski, wybuchy wojen, odzyskanie niepodległości, Powstanie Warszawskie. To tylko niektóre z nich. I właśnie o tym ostatnim wydarzeniu poniekąd przeczytacie w dzisiejszym tekście.


 Jednak zanim to nastąpi chciałabym, abyście zapoznali się z poniższym, oficjalnym opisem powieści #wawskie14 Jakuba Pawełka.

 "Warszawa, rok 2014. Niemcy od kilku lat okupują polską stolicę. Po ulicach krążą patrole, a akty terroru i brutalne represje na obywatelach miasta stały się codziennością. Cały zachodni świat nie robi nic, by wyrwać Polskę z rąk okupanta.

 Do Warszawy zbliża się Armia Czerwona. Udręczona stolica ma nadzieję na odzyskanie wolności, a Armia Krajowa przygotowuje się do powstania. Na Facebooku, Twitterze i Instagramie(!) pojawiają się relacje ukazujące to, co się dzieje w kraju nad Wisłą. Do reszty świata zaczyna docierać, jaki los zgotowali warszawiakom Niemcy.

 Polacy szykują się do ostatecznej rozgrywki. Jaki będzie jej finał?".


 Brzmi niedorzecznie? Śmiesznie? A może wręcz absurdalnie? Może troszkę tak. Ale wiecie dlaczego? Bo czytając powyższy opis pierwsze, co przychodzi nam na myśl to tamte czasy, tamci bohaterowie. Nie potrafimy wyobrazić ich sobie ze smartfonami w dłoniach. I nie musimy. Ważne, abyśmy nie zapomnieli, ile im zawdzięczamy.
 Ale czy chociaż przez chwilę zastanowiliście się, co byście zrobili, gdyby powstanie wybuchło teraz? Czy bylibyście gotowi stanąć na barykady i walczyć o wolność kraju? Technologia idzie do przodu, tylko czy sieć byłaby jedynym narzędziem do walki z okupantem?

" - Żołnierze! - zaczął dowódca kampanii. - Za kilka chwil nasi hakerzy sparaliżują niemiecką sieć i wprowadzą chaos w komunikację wroga. To będzie nasz sygnał. Nie jesteście już w podziemiu. Od tej chwili reprezentujecie legalne władze Rzeczypospolitej Polskiej. Czas, w którym chowaliśmy się po piwnicach, dobiegł końca. Wybiła siedemnasta. W tej chwili tysiące podobnych nam ludzi chwyta za broń, by odzyskać utraconą pięć lat temu stolicę. Pokażcie światu, że nad Wisłą wciąż trwa duch. Wiatr zmian dotarł do Warszawy, a wy jesteście jego podmuchem. Załóżcie opaski, niech się zacznie! "

 Kiedy byłam na początku tej powieści pomyślałam sobie, że to będzie wyjątkowo chwalebna recenzja.
 Fabuła naprawdę mnie zaciekawiła. Autor zrobił najpierw małe wprowadzenie ; nie  wrzucił mnie od razu w sam środek walk.
 Bohaterowie byli naprawdę różnorodni i dobrze skonstruowani (jakoś ostatnio coraz mniej lubię to słowo).
 Akcja była poprowadzona w fajnym tempie ze stopniowymi zrywami.
 Poszczególne wydarzenia były przedstawione bardzo brutalnie, co tylko, niestety po raz kolejny, uzmysłowilo mi jak wiele zła może wyrządzić człowiekowi drugi człowiek.
 Książka pięknie wydana.. Całość urozmaicona została wyjątkowo ciekawymi ilustracjami.
 A tekst? Nawet nie chcecie wiedzieć, ile cytatów zaznaczyłam (myślałam, aby zrobić oddzielny wpis z samymi fragmentami, ale uznałam, że autor może mnie oskarżyć o udostępnienie treści jego książki, a przynajmniej jej połowy).


 Absolutnie nie mam zamiaru krytykować książki Jakuba Pawełka. Dlaczego więc nie chwalę?
 Myślę, że ilu będzie czytelników, tyle pojawi się opinii. Jedni będą nią zachwyceni, inni uznają, że jest obrazą dla tamtych wydarzeń, kolejni podejdą do niej sceptycznie, pozostali uznają, że była to po prostu bardzo, bardzo dobra lektura, która na długo pozostanie w pamięci (bez wątpienia do tej grupy należę ja).
 Wiecie jednak czego bym chciała? I autor na pewno też? Aby ta powieść stała się takim zapalnikiem do zastanowienia się, co byśmy zrobili, gdyby to nam przyszło wziąć karabiny w dłonie i wyjść na ulicę. Czy bylibyśmy w  stanie zabić wroga? Czy bez mrugnięcia okiem oddalibyśmy własne życie za Polskę? Jak byśmy sobie poradzili? Co by się działo z naszymi bliskimi?

 Patrząc na to, co się dzieje, czy tego chcemy, czy nie, obawiam się, że kiedyś nadejdzie taki dzień...

/Ania.

"#wawskie14"
Jakub Pawełek 
Warbook.pl

 Recenzja powstała dzięki współpracy z www.warbook.pl






czwartek, 16 sierpnia 2018

AVON POLSKA - WYBRANE OFERTY Z KATALOGU 12/2018


Ostatnim razem przedstawiłam Wam 10, według mnie, najatrakcyjniejszych ofert od AVON POLSKA. Tym razem wybrałam z katalogu 12/2018 troszkę mniej propozycji, za to dodatkowo mam dla Was dwie oferty specjalne "Kto pierwszy, ten lepszy" + informację o konkursie, w którym do wygrania piękne kolczyki (dostępne po raz pierwszy w najnowszym katalogu). Zatem do dzieła!



OFERTA NUMER 1.
 Perfumetka 10ml Far Away Rebel. 
Nowy zapach od AVON Polska, który w stałej ofercie pojawi się w katalogu 13/2018. Już teraz możecie zamówić perfumetkę za 9,99, aby przekonać się, czy spodoba Wam się połączenie zapachów : likieru porzeczkowego, kwiatu pomarańczy i słonego karmelu z czekoladą. Istnieje również możliwość zamówienia próbki 0,6ml za 1,50. 

Oferta numer 2.
Wody perfumowane i toaletowe (wszystkie o pojemności 30ml) po 19,99/szt. I tyle w temacie. W katalogu ofertę znajdziecie na stronach 52-53.

OFERTA NUMER 3.
Kosmetyki do pielęgnacji twarzy od 5,99/szt. W ofercie kremy do twarzy, woda różana oraz żele do mycia twarzy i maseczki (osobiście polecam rozświetlajaca maseczkę z ekstraktem z dzikiej róży i drobinkami różanych płatków). W katalogu znajdziecie je na stronach 110-111. 

OFERTA NUMER 4. 
Sukienki od 89,99/szt.  Dlaczego chciałabym zwrócić na nie Waszą uwagę? Bo są dobre jakościowo, więc jeżeli Wam się podobają - nie ma się, co zastanawiać, tylko zamawiać! Pamiętajcie jednak, aby przed zakupem dokładnie zapoznać się z tabelą rozmiarów. W katalogu znajdziecie je na stronach 136-137. 

OFERTA NUMER 5. 
Spinka do włosów w kształcie kwiatka za 7,99. Dostępna wersja srebrna lub różowe złoto. W katalogu znajdziecie ją na stronie 159. 

OFERTA NUMER 6.
 Ta oferta skierowana jest do miłośniczek BEAUTY BOX' ów. Zestaw 7 specjalnie wyselekcjonowanych kosmetyków za 89,00. Szczegóły na 207 stronie katalogu 12/2018. 

Podwójna oferta specjalna
"Kto pierwszy, ten lepszy".
 Już teraz możecie zamówić dwie nowości z katalogu 13/2018 w wyjątkowych cenach. 
 Nowość 1 :
 Woda toaletowa My Attitude za 19,99. Jest to połączenie zapachów skórki pomarańczy, irysu i mleka kokosowego. Uwaga! Na tej butelce możecie wyrazić swój styl! Bo to pierwsza butelka od AVON, po której możecie pisać. 
Nowość 2 : 
Woda perfumowana Far Away Rebel za 34,99 (opis zapachu znajdziecie w ofercie numer 1). Mogę zamówić po jednej sztuce każdego zapachu, dlatego też Kto pierwszy, ten lepszy! 

I na koniec już obiecana informacja o konkursie, w którym do wygrania kolczyki (w katalogu znajdziecie je na stronie 124). 

DODATKOWE INFORMACJE

- Aktualny katalog zawsze jest dostępny na www.avon.pl
- Zamówienia składamy poprzez e-mail 
annajustynarosinska@gmail.com 
lub 
ksiazkowepodrozeanny@gmail.com 
- Możliwy bezpłatny odbiór osobisty (Radzymin, Wyszków, Tłuszcz) lub wysyłka Pocztą Polską za 4,90 bezpośrednio z hurtowni.
- Rabat 10% obowiązuje na wszystkie produkty z katalogu głównego 12/2018.
Rabat nie obowiązuje w przypadku oferty Kto pierwszy, ten lepszy. 
- Zamówienia z katalogu 12/2018 zbieram od dziś, tj. 16-08-2018 do 04-09-2018. 
- Chcesz dołączyć do grona konsultantów i konsultantek AVON Polska? Odezwij się do mnie, a ja skieruję Cię do Oli, naszej liderki, która krok po kroku wszystko Ci wytłumaczy 🌞
- W przypadku jakichkolwiek wątpliwości zapraszam do kontaktu 😉

poniedziałek, 13 sierpnia 2018

"Uwikłani. Tom I" Adriana Rak

 Recenzja patronacka 


 Dziś nie będzie nudnego wprowadzenia. Nie będzie też przydługiego wstępu. Od razu przechodzimy do konkretów!


 Powieść pt. "Uwikłani. Tom I" Adriany Rak rozpoczyna się dosyć niewinnie. Ot, Agata, młoda kobieta, która próbuje ułożyć sobie życie na nowo po bolesnym rozstaniu z Michałem, dostaje bukiet róż z okazji walentynek. Róż, których szczerze nie cierpi, ale to tylko szczegół.
 Mogłabym teraz zadać masę pytań typu : ojej, od kogo mogły być te kwiaty? Jednak sobie daruję i od razu zdradzę Wam, że Agata otrzymała je od Piotra, który jest bibliotekarzem i ojcem uroczego Jasia. Niby nic, prawda? Przecież każdy mężczyzna ma prawo sprawić kobiecie tak miłą niespodziankę. Jednak historia jest dużo bardziej skomplikowana, niż się wydaje!

 Bardzo ucieszyłam się, kiedy Adriana Rak napisała do mnie z propozycją objęcia przez mój blog patronatu medialnego nad jej debiutancką powieścią.
 Zawsze szczerze kibicuję debiutantom, bo premiera literackiego debiutu to przełomowy moment w ich życiu. Poza tym to niesamowite uczucie być naocznym świadkiem spełniania się czyichś marzeń. Zatem pełna entuzjazmu, po krótkim namyśle i zapoznaniu się z opisem, zgodziłam się :)

 Powiem Wam jednak szczerze, że kiedy emocje opadły, poważnie zaczęłam obawiać się dwóch absolutnie skrajnych efektów pracy debiutującej autorki : że albo będzie nudno, a szczegóły nie będą dopracowane, albo wręcz przeciwnie, że wszystko będzie na tip top, w rezultacie czego uznam, że powieść była... przyzwoita.
 Po setkach przeczytanych książek teraz już wiem, że to najgorsze określenie jakim można obdarzyć jakąkolwiek książkę.
 Książka nie ma być przyzwoita czy poprawna; ona ma wzbudzać emocje. Uwierzcie mi, nie ważne, czy pozytywne, czy negatywne. Jeżeli w jakikolwiek sposób nas porusza, wzburza, irytuje, pobudza - wiemy, że to jest TO, co czyni daną powieść wyjątkową.

 Jaka zatem okazała się pierwsza powieść w dorobku autorki bloga tajemniczeksiazki?


 Nie będę ukrywać, że ona nie jest idealna. Już nawet nie jako recenzentka, ale czytelniczka wprowadziłabym kilka zmian, chociażby w szyku zdań. Może gdzieniegdzie dodałabym jakiś opis, może gdzieś tam odjęłabym kilka zdań.
 Ale wiecie, co mnie najbardziej cieszy w kwestii stylu Adriany Rak? On nie wymaga poprawek ani żadnych drastycznych zmian, a jedynie doszlifowania umiejętności tak, aby stał się niepowtarzalny. I autorka "Uwikłanych" jest na najlepszej drodze do sukcesu w tym temacie.

 Jeżeli chodzi o fabułę - jest napięcie! Może nie takie, jak w kryminałach czy powieściach sensacyjnych, ale moim zdaniem, w fajny, kompletnie niewymuszony sposób autorka dawkowała emocje. Nie było od razu przysłowiowego wyłożenia kawy na ławę.
 Historię Agaty i Piotra poznajemy powoli. Autorka w odpowiednich momentach ukazuje nam trudną przeszłość bohaterów, ale robi to stopniowo, przez co chcemy jak najszybciej poznać przyczyny, motywy i skutki, w rezultacie czego nie sposób oderwać się od lektury 😉

 Jeżeli już o bohaterach mowa, chciałabym zwrócić Waszą uwagę na ich... zwyczajność.  Absolutnie nie chcę wrzucać wszystkich powieści do jednego worka, bo byłoby to z mojej strony strasznie niesprawiedliwe i po prostu kłamliwe, ale często w powieściach główni bohaterowie są osobami zajmującymi wysokie stanowiska (prawnicy, lekarze, prezesi, pracownicy korporacji itp.) lub po prostu dziećmi bogatych rodziców. Zdarza się, że bohaterowie dziedziczą domy, firmy, ogromne majątki. Mogą pozwolić sobie na drogie ciuchy, jeszcze droższe kosmetyki, wyjazdy kilka razy w roku.
 W przypadku Agaty i Piotra nie jest już tak kolorowo. Piotr jest bibliotekarzem, a wiadomo, że ten zawód kokosów nie przynosi. A kiedy jeszcze trzeba wysłuchiwać od własnej żony (!), że jest się nieudacznikiem, to tak jakby jeszcze tracił na znaczeniu.
 Z kolei Agata zostaje nauczycielką w przedszkolu. Nie muszę chyba dodawać, że zbytnio jej się nie przelewa, prawda? Nie mieszka w willi z basenem, nie ma wypasionego auta.
 Ta ich zwyczajność zbliża ich do nas lub nas do nich (jak kto woli). Ludzi z krwi i kości, którzy też często borykają się z przyziemnymi, codziennymi problemami.

 Fajnym pomysłem okazało się osadzenie akcji powieści w małej, w sumie niczym niewyróżniającej się miejscowości, w której niemal każdy zna każdego.
 Szczerze mówiąc, czasami już mam serdecznie dosyć tych popularnych, dużych, wiecznie głośnych miast, które stają się miejscem akcji w co piątej powieści. Taka odmiana dobrze mi zrobiła, bo poczułam się, jak u siebie :)

 Na koniec pozostaje już tylko kwestia najważniejsza - główny wątek - uwikłanie w trudną i skomplikowaną relację.
 Zarówno Agata jak i Piotr staną przez poważnym dylematem : czy postąpić tak, jak się od nich wymaga, czy jednak tak, jak podpowiada im serce?  W przypadku tych dwojga jedno jest pewne : bez względu na to, co postanowią, mogą skrzywdzić wiele osób. Ze sobą na czele!

 Czy ta historia może w ogóle dobrze się skończyć? To już zagadka do rozwikłania dla Was!

/Ania.

"Uwikłani. Tom I"
Adriana Rak 
Wydawnictwo WasPos 
Powieść pod patronatem medialnym 
ksiazkowepodrozeanny.blogspot.com 📖🚗⛵🌍



niedziela, 5 sierpnia 2018

"Piekielna miłość" K.N.Haner

Drugie spotkanie... 


 Być może część z Was pamięta, że moje odczucia co do pierwszej części serii mafijnej ("Zakazany układ") były, delikatnie mówiąc mieszane.
 Nie byłam pewna, czy mam ochotę sięgać po kontynuację. Decyzja została poniekąd podjęta po prostu za mnie. Z racji tego, że recenzowałam pierwszą część, dostałam od Wydawnictwa Editio Red drugą. I tak po raz drugi wkroczyłam do świata bohaterów K.N.Haner.


 Na początek krótkie przypomnienie historii.
 Nicole postanowiła popełnić samobójstwo. W ostatniej chwili została "uratowana" przez Marcusa, bezwzględnego mafioso, który postanowił, że na złość dziewczynie zatrzyma ją przy życiu. Po pewnym czasie tych dwoje zawarło pewien układ, a potem ich losy potoczyły się tak, że w pewnym momencie nie potrafili bez siebie żyć. To tak w skrócie, jeżeli chodzi o część pierwszą.
 W części drugiej Nicole doszła do wniosku, że chce żyć. Że chce się podnieść z kolan i walczyć o to, co najcenniejsze, bo ma dla kogo to robić.  Niestety w pewnym momencie wydawało się, że dziewczyna była już niemal na samym dnie, a pomoc ze strony Marcusa nie nadchodziła.  Pomocna dłoń została jednak wyciągnięta niespodziewanie przez osobę, która pod żadnym pozorem nie powinna była tego robić. Najgorsze było to, że w zaistniałej sytuacji każde rozwiązanie wydawało się złe. Licho bowiem nie spało!

 Historia sama w sobie nie była zła.
Mafijne układy i wojny nie są tym, w czym codziennie uczestniczymy, ale jedno jest pewne - ten świat nie zna litości. W nim liczą się wyłącznie wpływy, pozycja, pieniądze i władza.
 Uczucia? W środowisku, w którym nie szanuje się nikogo (a na podstawie tej powieści mam wrażenie, że zwłaszcza kobiet, które są traktowane wręcz instrumentalnie) nie ma na nie teoretycznie miejsca. A jednak. Komuś udało się skraść serce groźnego gangstera, Marcusa. Tylko, czy w tym świecie miłość ma w ogóle jakąkolwiek rację bytu?

 Tak jak pisałam kilka zdań wcześniej - pomysł na fabułę nie był zły. Historia była intrygująca i wciągająca. Kolejne rozdziały zostały skonstruowane tak, aby utrzymać przy sobie czytelnika, ale...

 O ile w pierwszej części tolerowałam język jakim posługiwali się bohaterowie (rozumiałam, że ma być dobitnie i brutalnie), o tyle w drugiej zaczęło mi to strasznie przeszkadzać.
 Niezliczona ilość słów na k, ch, s itd. momentami przyprawiała mnie dosłownie o ból głowy. Nie jestem święta - i mnie zdarza się rzucić mięsem, ale jednak chyba są jakieś granice.
 Ja wiem, że literatura erotyczna (wbrew zapewnieniom, że K.N.Haner jest mistrzynią dramatu, ta seria nie była dla mnie niczym innym, jak właśnie erotykiem) rządzi się swoimi prawami, ale od minimalnej delikatności jeszcze nikt nie umarł.

 Poza tym (i nie mam tu na myśli tylko tej książki) nie rozumiem tej coraz częstszej tendencji do obsadzania ról postaciami zagranicznymi i umiejscowienia akcji poza granicami Polski.
 Ok, rozumiem - czasami tamte realia są po prostu prostsze do ukazania (część akcji "Piekielnej miłości" rozgrywa się w Meksyku, a chyba każdy ma jako takie pojęcie o tamtejszym życiu i wpływach karteli narkotykowych), ale kiedy sytuacja powtarza się w piątej, dziesiątej, dwudziestej powieści, to, przynajmniej dla mnie, staje się to lekko denerwujące i irytujące.
 Czy naprawdę Polska jest taka zła? Kurcze, przecież poprzez fikcję literacką możemy wreszcie pokazać ją taką, jaką byśmy chcieli, żeby była w ogóle lub tylko na potrzeby powieści. Ale ok, zostawmy już ten temat, bo podejrzewam, że stąpam po cienkim lodzie i nie każdemu moje zdanie na ten temat może się spodobać 😉
 Ilu czytelników, tyle opinii.

źródło zdjęcia :

 I teraz, już na zakończenie, prawdziwa bomba - rozczarowało mnie zakończenie! Poważnie. Liczyłam na więcej dramatu. Być może dlatego, że jakoś nieszczególnie zżyłam się z bohaterami.  Nicole, chociaż niewyobrażalnie poturbowana przez los nie wzbudziła we mnie współczucia (!).
 A Marcus? Hmm... To nie jest postać, którą chciałabym spotkać na swojej drodze w realnym świecie. Po tym wszystkim co zrobił jego los był mi całkowicie obojętny. Jeden trup mniej lub więcej już i tak nie zrobiłby mi większej różnicy .

 Nie żałuję, że przeczytałam "Piekielną miłość", ale jest to powieść, po którą z pewnością drugi raz nie sięgnę. Spędziłam w jej towarzystwie kilka godzin i na tym nasza znajomość się zakończyła.

/Ania.

"Piekielna miłość"
K.N.Haner 
Wydawnictwo Editio Red

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Editio Red http://editio.pl



sobota, 4 sierpnia 2018

"Wszystko, czego pragnęliśmy" Emily Giffin

  "Żyj i daj żyć innym". Czy to tak wiele? 



 Dziś chciałabym zaprosić Was na "właściwą" recenzję najnowszej książki Emily Giffin, "Wszystko, czego pragnęliśmy", bowiem tekst, który ukazał się ➡ TUTAJ ⬅ powstał jedynie w oparciu o tę powieść.

 Nina należy do elity i u boku bogatego męża prowadzi wygodne życie, jakiego zawsze pragnęła. Ich syn Finch właśnie dostał się na wymarzone studia w Princeton.
 Tom jest samotnym ojcem i pracuje od rana do nocy. Rozpiera go duma, gdy jego córka Lyla dzięki stypendium zaczyna naukę w prywatnym liceum. Dziewczyna usilnie stara się dopasować do obcego jej otoczenia, choć latynoska uroda odziedziczona po matce wcale jej w tym nie pomaga.
 Światy Niny i Toma zderzają się gwałtownie, gdy w szkole wybucha skandal obyczajowy z udziałem ich dzieci.
 Pośród piętrzących się kłamstw bohaterowie będą musieli przemyśleć relacje z najbliższymi i odpowiedzieć sobie na ważne pytanie: czego naprawdę pragną?

 „– Synu, zachowałeś się dzisiaj wyjątkowo nieodpowiedzialnie i naraziłeś na szwank swoją przyszłość. Musisz zacząć myśleć...
– Nie tylko myśleć. Czuć – przerwałam mu. – Nie wolno ci traktować ludzi w ten sposób.
– Nie traktuję, mamo. Ja po prostu...
– Źle oceniłeś sytuację – dokończył za niego Kirk.
– Cóż, niestety to nie jest takie proste – stwierdziłam.       
Ponieważ w głębi ducha wiedziałam, że nawet gdyby wszyscy, którzy otrzymali zdjęcie, usunęli je z telefonów, gdyby Lyla, jej rodzice i administracja Windsor o niczym się nie dowiedzieli i nawet gdyby Finch naprawdę żałował swojego postępku, to i tak od dzisiaj nic już nie miało być takie samo. Przynajmniej dla jednego z nas". 

 Ci, którzy znają twórczość Emily Giffin doskonale wiedzą, że pisze ona o kobietach i dla kobiet. I to właśnie one i ich uczucia grają w jej powieściach pierwsze skrzypce. W najnowszej powieści "Wszystko, czego pragnęliśmy" nie mogło być więc inaczej.


 W najnowszej książce Giffin skupiła się przede wszystkim na szeroko komentowanych w ostatnim czasie tematach, czyli na hejcie i nadużyciach wobec kobiet.

 Chyba nie ma osoby, która nie słyszałaby o akcji #metoo, w trakcie której wiele sławnych kobiet przyznało się do tego, że były w przeszłości molestowane. Że mężczyźni składali im pewne propozycje, jedne na to przystały, inne miały w sobie dość siły, aby powiedzieć stanowcze NIE. A ile kobiet zostało wykorzystanych wbrew ich woli i milczy?! To po prostu nie mieści się w głowie!
 Jednak takie zachowanie nie jest spotykane tylko wśród sławnych i bogatych. I myślę, że każda kobieta, która przez to przeszła zgodzi się ze mną. Niby zwykły klaps w pupę, niby niewinne położenie ręki na kolanie, niby nic nieznaczący głupi tekst - ale to wszystko uderza w godność kobiet. Godność, której nikt nie ma prawa zaburzyć.

 Drugą, szeroko omówioną kwestią we "Wszystko, czego pragnęliśmy" jest hejt.
 W zasadzie nie ma tygodnia, żebyśmy nie słyszeli o tym, że ktoś jest prześladowany w szkole, czy na ulicy ze względu na kolor skóry, wyznanie, poglądy. W mediach społecznościowych wręcz leje się on litrami. Często hejterzy czują się po prostu bezkarni i wylewają wiadra pomyj na innych ludzi. Może żeby sobie ulżyć, może żeby pokazać, że są silni (- tylko że w rzeczywistości pokazują, jak bardzo są słabi).
 Za każdym razem pozbawiając te osoby godności i poczucia własnej wartości. Bo nawet jeżeli ofiary chcą zachować kamienną twarz i udają, że nic ich to nie obchodzi, gdzieś tam w głębi cierpią. A gdy to cierpienie przekroczy pewną granicę, śmierć jest blisko...

źródło zdjęcia : 

 Lyla, Nina oraz Polly (a także, nie ma się co oszukiwać, miliony kobiet na całym świecie) musiały się zmierzyć z trudną i bolesną rzeczywistością. Z brutalnością ze strony mężczyzn ; z fałszywymi oskarżeniami. Przykład każdej z tych kobiet pokazuje, że najważniejsze to nie zostać samej w takiej sytuacji, nie zamknąć się na pomoc. Nie każda z bohaterek tą pomoc otrzymała. Jak to się skończyło?

"Klamka zapadła. Nienawidziłam swojego życia. I to po całości. Pewnie, wiedziałam, że mogłoby wyglądać znacznie gorzej. Mogłabym być bezdomna, albo śmiertelnie chora, albo mieszkać w kraju, gdzie bojówkarze oblewają kwasem dziewczyny w drodze do szkoły. (...) ostatnio nie umiałam znaleźć niczego, za co czułabym wdzięczność wobec losu".

 Jeszcze nigdy nie zawiodłam się na żadnej książce autorstwa Emily Giffin.
 Ale dopiero ta powieść, moim zdaniem, pokazuje w jak świetnej formie jest pisarka i jak w pozornie prosty i przyjemny sposób (powieść czyta się błyskawicznie) ukazuje strasznie trudne tematy.

 Polecam! Nie tylko kobietom!

/Ania.

"Wszystko, czego pragnęliśmy"
Emily Giffin 
www.emilygiffin.com
Tłumaczenie : Martyna Tomczak
Wydawnictwo OTWARTE
www.otwarte.eu

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa OTWARTEGO! 




środa, 1 sierpnia 2018

Jeden seryjny morderca w zupełności wystarczy!

 Inny jest ten, kto nie dostrzega, że ludzie są równi . 



 Każdy jest inny. To nie ulega najmniejszej wątpliwości. Różnimy się wszystkim - kolorem skóry, językiem jakiego używamy, wyznaniem, poglądami, preferencjami seksualnymi, kulturą, zasobnością portfela, muzycznymi upodobaniami. Wymieniać można by jeszcze bardzo długo.
 Możemy kogoś nie rozumieć i nie zgadzać się z czyimś spojrzeniem na świat. Ba! Mamy prawo (wszak każdy z nas jest wolny) nie akceptować odmienności, nie móc jej zrozumieć, ale to w żadnych wypadku nie zwalnia nas z okazywania szacunku drugiemu człowiekowi. Czasami najlepszym, chociaż po części brutalnym wyjściem, jest minięcie kogoś bez słowa, bez zaszczycenia go nawet najkrótszym spojrzeniem. Przecież nie musimy nikomu pluć w twarz tylko dlatego, że się od nas różni.

 Jakie to proste powiedzieć komuś, że jest głupi. Że jest żałosny. Że jest biedny. Że ma beznadziejne ciuchy. Że wygląda jak gruba świnia. Że nie potrafi się wysłowić. Ha, ha, ha. Jakie to proste zrobić drugiej osobie kompromitujące zdjęcie i puścić je w obieg. A niech żyje sobie swoim życiem. Ale będzie ubaw!
 Przecież nikt nic nikomu nie zrobi, jeżeli wbije się kilka niewidzialnych sztyletów w plecy tego małego grubaska w niemodnych okularach czy zada kilka ciosów tej małej latynoskiej zdzirze. A niech wiedzą, że nie są od nikogo lepsi. (Są równi, ale reszta tego nie rozumie) Zresztą, pewnie i tak jej się to spodoba. Uczucia ich rodziców? Phi! Jest im przykro? Oj tam, bez przesady. Życie z nikim nie obchodzi się łagodnie. Nikt nikogo nie zabija. Przecież nikt nie ma krwi na rękach! To tylko taki fun. Dla śmiechu. Dla zabawy.
 Kto by przejmował się tym, że z każdym zadanym ciosem zabiera się innym cząstkę osobowości. Ciach! Umiera pewność siebie. Ciach! Kona poczucie własnej wartości. Ciach! Odpada uśmiech. Ciach! Piękne dotąd barwy zamieniają się w smutne szarości. Ciach! Błagam! Nie zniosę tego dłużej. Ja już nie chcę się bać. Chcę tylko żyć... Ha, ha, ha. Błagaj o litość.

 Stop! To, że ktoś nie ma krwi na rękach, wcale nie świadczy o tym, że nie jest mordercą. Wręcz przeciwnie. Mniej lub bardziej świadomie zamienia się w bestię. W bestię, która zabija słowem. Czy naprawdę ludzie muszą i chcą tacy być?!

 Problem rasizmu oraz prześladowań (ale nie tylko) został szeroko poruszony przez popularną pisarkę, Emily Giffin w jej najnowszej książce, pt. "Wszystko, czego pragnęliśmy",  gdzie w zaskakująco dojrzałej i aktualnej społecznie powieści prowokuje pytania o współczesne wychowanie i nadużycia wobec kobiet – i jak zawsze odsłania kobiece pragnienia i emocje.


 Nina należy do elity i u boku bogatego męża prowadzi wygodne życie, jakiego zawsze pragnęła. Ich syn Finch właśnie dostał się na wymarzone studia w Princeton.
 Tom jest samotnym ojcem i pracuje od rana do nocy. Rozpiera go duma, gdy jego córka Lyla dzięki stypendium zaczyna naukę w prywatnym liceum. Dziewczyna usilnie stara się dopasować do obcego jej otoczenia, choć latynoska uroda odziedziczona po matce wcale jej w tym nie pomaga.
 Światy Niny i Toma zderzają się gwałtownie, gdy w szkole wybucha skandal obyczajowy z udziałem ich dzieci.
 Pośród piętrzących się kłamstw bohaterowie będą musieli przemyśleć relacje z najbliższymi i odpowiedzieć sobie na ważne pytanie: czego naprawdę pragną?

„– Synu, zachowałeś się dzisiaj wyjątkowo nieodpowiedzialnie i naraziłeś na szwank swoją przyszłość. Musisz zacząć myśleć...
– Nie tylko myśleć. Czuć – przerwałam mu. – Nie wolno ci traktować ludzi w ten sposób.
– Nie traktuję, mamo. Ja po prostu...
– Źle oceniłeś sytuację – dokończył za niego Kirk.
– Cóż, niestety to nie jest takie proste – stwierdziłam.       
   Ponieważ w głębi ducha wiedziałam, że nawet gdyby
wszyscy, którzy otrzymali zdjęcie, usunęli je z telefonów, gdyby Lyla, jej rodzice i administracja Windsor o niczym się nie dowiedzieli i nawet gdyby Finch naprawdę żałował swojego postępku, to i tak od dzisiaj nic już nie miało być takie samo. Przynajmniej dla jednego z nas.”

 A my? Czego pragniemy?
Czy chcemy przyczynić się do upadku ludzkości?

 Jakiś czas temu oglądałam pewien film z Bradem Pittem w roli głównej. Chociaż okazał się, delikatnie mówiąc średni (i film, i Pitt), nie zapomnę nigdy wypowiedzianej tam kwestii : "Że matka natura to największy seryjny morderca".  Swoją drogą to takie oczywiste, prawda? Przychodzi kiedy chce i zabiera co chce. Z mniejszą lub większą regularnością. Burzy ludziom domy, zmiata z powierzchni ziemi dobytek całego życia , zalewa marzenia, spala nadzieje, pochłania życie...
 Kim jesteśmy w obliczu tak wielkiej siły? Mam wrażenie, że tylko marnym puchem, który, chociaż brzmi to może trywialne, nie zna dnia, ani godziny. Ile jeszcze zostało nam czasu? Rok, dziesięć, pięćdziesiąt lat? Czy naprawdę chcemy marnować go na uprzykrzanie życia innym? Czy to naprawdę ma być celem naszego życia?
 Matka natura robi swoje, my naprawdę nie musimy już jej pomagać. Jeden seryjny morderca w zupełności wystarczy!

 Może nadszedł już czas, aby człowiek zamiast popchnąć słabszego na schodach, posłał mu uśmiech? Może zamiast po raz enty kopać leżącego, tym razem poda mu rękę i pomoże wstać? Na przekór tym wszystkim chytrym i drwiącym uśmieszkom kumpli. Może zamiast położyć brudne łapska na kolanach młodziutkiej dziewczyny, ukłoni się przed nią i powie"dzień dobry"? Może zamiast czerpać korzyści z naiwności innych, weźmie się do ciężkiej pracy? Może zamiast krytykować, pomoże innym osiągnąć cel? Może zamiast coś zrobić, warto po prostu pomyśleć o konsekwencjach, jakie będą musiały powieści obie strony?

 Świat już teraz po brzegi wypełniony jest cierpieniem. Nie na wszystko przecież mamy wpływ, pewnych rzeczy nie da się uniknąć. Ale są sprawy, które możemy wziąć w swoje ręce. Ten jeden raz, kiedy okażemy szacunek drugiemu człowiekowi nie zbawi świata, ale będzie pierwszym krokiem symbolizującym dobroć. I tylko od nas zależy jaki on będzie w przyszłości...

 Czy wiedzą już o tym bohaterowie Emily Giffin? Przekonajcie się sami!


/Ania.

 Tekst powstał w oparciu o powieść "Wszystko, czego pragnęliśmy" Emily Giffin. Powieść ukazała się nakładem Wydawnictwa OTWARTEGO.

"Pierścionek z cyrkonią" Krzysztof Piotr Łabenda

Recenzja patronacka.   W " Pierścionku z cyrkonią" 💍 Krzysztof Piotr Łabenda odpowiada na pytanie : Czy można przez całe...