czwartek, 19 kwietnia 2018

"Ariel znaczy lew" Andrzej Selerowicz

 Tym razem mam dla Was dość kontrowersyjną propozycję od Wydawnictwa NovaeRes.


 Powieść zaczyna się... bardzo niewinnie.
Ariel (zwany też Arturem) udziela wywiadu Robertowi, studentowi pracującemu nad pracą magisterską.
 Starszy mężczyzna, który przetrwał Holokaust przeszedł do historii jako utalentowany skrzypek, ale nie bohater (o tym trochę później). Dzięki retrospekcjom poznajemy jego, na pewno dla niektórych, szokującą przeszłość. Cofamy się do czasów II Wojny Światowej.


 Ariel ma 15 lat i, takie odniosłam wrażenie, nie do końca rozumie, co się wokół niego dzieje. Mieszka wraz z rodzicami i starszą siostrą Hanią w dzielnicy żydowskiej. Pewnego upalnego dnia do drzwi jego domu puka Wolfgang, niemiecki żołnierz. Chyba nikomu nie muszę tłumaczyć, co to mogło oznaczać w okupowanym przez Niemców Krakowie. A mimo to między żydowskim chłopcem, a niemieckim żołnierzem rodzi się miłość. Tylko czy ma ona szansę na przetrwanie w tym niezwykle trudnym czasie?

 Często bohaterami powieści historycznych ( nie tylko tych poświęconych tematyce związanej z obozami koncentracyjnymi) są osoby, które w jakiś sposób zapisały się dzięki swoim czynom na kartach historii ; w jakiś sposób walczyły o wolność kraju i, w tym przypadku, zakończenie panowania niemieckiego na ziemiach polskich; osoby poległe lub ci, którzy przetrwali obozowe piekło i postanowili podzielić się z innymi swoją historią.
 W tej powieści jest zupełnie inaczej. Może zabrzmi to z mojej strony brutalnie, ale Ariela w żaden sposób nie można nazwać bohaterem. Nie działał w tajnych stowarzyszeniach, nie chwycił za broń i nie stanął do walki o wolność, wyzwolenie. Udało mu się "jedynie" przeżyć. Walczył jak lew, ale swoimi sposobami. Dlaczego więc powieść Andrzeja Selerowicza zasługuje na uwagę?  Przede wszystkim dlatego, że pokazuje tamte czasy z zupełnie innej perspektywy niż do tej pory. Z punktu widzenia osoby zakochanej. Osoby, która dopiero dojrzewa i za wszelką cenę chce przeżyć i spełnić swoje wielkie marzenie. To "wszystko".

 Dlaczego na początku napisałam, że ta historia jest kontrowersyjna? Uważam, że człowiek nie musi wszystkiego akceptować, nie musi się ze wszystkim zgadzać, ale powinien uszanować wybór innych. Ja należę do osób tolerancyjnych, ale przyznam, że powieść troszkę mnie zszokowała. Zwłaszcza to, że kiedy doszło do pierwszego spotkania chłopca z ponad dwudziestoletnim żołnierzem, Ariel był w zasadzie jeszcze niewinnym dzieckiem. A mimo to dorosły Wolfgang postanowił ciągnąć tę znajomość dalej, o wiele lepiej zdając sobie sprawę z zagrożenia, jakie się z tym wiązało. To, że Ariel był zafascynowany, bądź co bądź, dorosłym już mężczyzną, jestem jeszcze w stanie zrozumieć, ale to, że starszy od niego o dobrych kilka lat żołnierz postanowił go wykorzystać, no to już wywołało we mnie pewien... bunt. Ktoś może powiedzieć, że czasy były inne, że przecież Ariel wcale nie protestował, wręcz przeciwnie - o niczym innym w tamtej chwili nie marzył, ale ja takiemu zachowaniu mówię stanowcze NIE. Tym bardziej budzi to we mnie emocje, bo to historia... oparta na faktach! Szczegóły poznacie już na pierwszych stronach. Myślę więc, że nie każdemu się to spodoba. Chociaż nie będę ukrywać, że autor obszedł się ze mną, jako czytelnikiem, delikatnie i nie zaserwował żadnych opisów, które przekroczyłyby granicę dobrego smaku.

 O tym, jak zakończyła się historia miłości Ariela i Wolfganga i jak potoczyło się dorosłe życie tytułowego bohatera będziecie musieli przekonać się sami, bo i tak mam wrażenie, że za dużo już Wam zdradziłam.


 Czy warto zatem sięgnąć po tę książkę?
Według mnie, jak najbardziej tak.
Nie od dziś przecież wiadomo, że najlepsze scenariusze pisze samo życie. A autor musi tylko umiejętnie poprowadzić akcją i bohaterami 😉
A ja już wiem, że panu Andrzejowi Selerowiczowi to się udało.

 Przyznam szczerze, że dopóki nie dostałam od Wydawnictwa NovaeRes propozycji zrecenzowania tej powieści, nie miałam w ogóle pojęcia o jej istnieniu.
 Mówi się, że czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal, ale powiem Wam, że gdybym teraz jej nie wybrała, a trafiła na nią przypadkiem dopiero za kilka lat, plułabym sobie w brodę, że nie poznałam historii Ariela wcześniej.
 Dlatego też mam cichą nadzieję, że tak jak ja zdecydujecie się na lekturę tej książki teraz, aby nie żałować w przyszłości, że tego nie zrobiliście.

/Ania.

"Ariel znaczy lew"
Andrzej Selerowicz 
Wydawnictwo NovaeRes

Powieść zrecenzowana dzięki uprzejmości Wydawnictwa NovaeRes 😘😘😘



6 komentarzy:

  1. Nigdy wcześniej nie czytałam żadnej opinii o tej książce, dlatego dziękuję Ci za jej polecenie bo czuję, że jest to, coś dla mnie. 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie nie pozostaje mi nic innego, jak tylko zachęcić Cię do jak najszybszej lektury tej książki 📖 💚

      Usuń
  2. Też ją recenzowalam 👍 fabuła niecodzienna, aż trudno uwierzyć, że to wydarzyło się naprawdę

    OdpowiedzUsuń
  3. Po tej recenzji widzę, że to książka przy której czytelnikowi towarzyszy mnóstwo emocji. Cały czas jestem w poszukiwaniu dobrej powieści, której czas dzieje się w zupełnie innych czasach do tych dzisiejszych :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to prawda. Emocji tu nie brakuje - w dodatku są bardzo... skrajne. Ale to tylko dobrze świadczy o tej powieści 👍

      Zachęcam Cię do sięgnięcia po tę książkę, chociaż czuję się w obowiązku poinformować Cię, że akcja dzieję się na dwóch płaszczyznach czasowych, czyli współcześnie - rozmowa Ariela ze studentem i (głównie) w czasie II Wojny Światowej, ale myślę, że przypadnie Ci do gustu ☺

      Usuń

"Pierścionek z cyrkonią" Krzysztof Piotr Łabenda

Recenzja patronacka.   W " Pierścionku z cyrkonią" 💍 Krzysztof Piotr Łabenda odpowiada na pytanie : Czy można przez całe...