piątek, 2 listopada 2018

"Jeszcze dzień życia" Ryszard Kapuściński


Dopuszczacie do siebie myśl, że ten dzień może być ostatnim w Waszym życiu? Że już nigdy nie zobaczycie wschodu słońca? Że już nie czeka na Was żadne jutro? Że nie będziecie mieli już okazji spełnić swoich marzeń? Że nie dane Wam będzie zobaczyć, ani usłyszeć Waszych bliskich? Ryszard Kapuściński żył z taką świadomością przez wiele lat... 


Ten kultowy reportaż to głos przeciw wszelkiej wojnie. Sam Ryszard Kapuściński nazywał go swoją pierwszą prawdziwą książką.

Wojnę domową w Angoli, tuż przed uzyskaniem przez ten kraj niepodległości 11 listopada 1975 r., reporter opisuje przez pryzmat doświadczeń indywidualnych swoich bohaterów i własnych. To książka bardzo osobista. Nie tyle o samej wojnie, ile o zagubieniu w chaosie, bezsensowności ponoszonych ofiar, niepewności jutra.

„Były tam takie sytuacje, że człowiek właściwie wiedział, że nie będzie już żył. I każdego dnia mówiło się z ulgą: – O, jeszcze jeden dzień z życia mam za sobą, jeszcze jeden mnie czeka. Ale już nie więcej." 

Kapuściński trwał w miejscu, z którego wszyscy uciekali w poszukiwaniu...  życia, bo w Domu byli skazani na śmierć. Czy nie bał się o swój los? Co nim kierowało? Odwaga, bohaterstwo? Dziś pewnie ktoś by powiedział, że chęć zaistnienia w mediach, ale wtedy czasy były inne. Jakiekolwiek miał motywy, ja jestem dla niego pełna powidziwu. Niejedna osoba będąca na jego miejscu, uciekłaby stamtąd z podkulonym ogonem,co zresztą miało miejsce. Ale nie Kapuściński. Nie wielki Ricardo, o którym nadal pamiętają naoczni świadkowie tamtych wydarzeń. 

Przygotowując się do napisania tej recenzji zapytałam 15 przypadkowych osób, obydwu płci, w różnym wieku, co mogą (bez pomocy Google) powiedzieć o Kapuścińskim. Większości z nich gdzieś dzwoniło, ale do końca nie wiedzieli, w którym kościele. Dwie osoby udzieliły mi naprawdę wyczerpujących odpowiedzi. Niestety kilkoro nie wiedziało o Kapuścińskim nic. Trochę to smutne, że doceniają go inni, a my, jego rodacy, wiemy o nim tak niewiele. A to przecież był człowiek - legenda. Wielu późniejszych dziennikarzy chciało być takimi jak on. 

Muszę (i chcę) poruszyć jeszcze jedną, bardzo istotną kwestię. Wielu zarzucało Kapuścińskiemu, że beletryzuje swoje reportaże. To wrażenie potęgują w najnowszym wznowieniu kadry z polsko - hiszpańskiego filmu w reżyserii Raúla de la Fuente i Damiana Nenowa (wyjątek stanowią jedynie dwie archiwalne fotografie), który właśnie dziś, 2 listopada, trafił na ekrany kin. Film ten łączy techniki animacji i dokumentu. 

I powiem Wam, że coś w tym jest. Bo chociaż miałam pełną świadomość, że wojna domowa w Angoli toczyła się naprawdę, i doskonale wiedziałam, że dziennikarz Polskiej Agencji Prasowej opisał to, co przeżył i co zobaczył, miałam wrażenie, że czytam powieść. Mógł o tym przesądzić fakt, że do tej pory nie za często sięgałam po tego typu książki, a jeżeli już to robiłam, były one wypełnione zdjęciami - jak w typowych reportażach. Tutaj tego nie było. 

Czy zatem taka forma reportażu jest zła? Gorsza? Nie jestem ekspertem w tym temacie, ale dla mnie absolutnie nie. To było niesamowite doświadczenie, bo poznałam bliżej kawał historii, o której nie słyszałam w szkole. 

Nie chcę polecać tej książki każdemu, bo wiem, że nie wszystkim się ona spodoba. Jestem jednak pewna, że przypadnie ona do gustu fanom zarówno reportażu, jak i historii, ale także miłośnikom biografii, bo oprócz, bądź co bądź, przekazu historycznego, to jednak jest to też opis wielu lat życia Kapuścińskiego z jego własnej perspektywy. I w niewielkim stopniu z perspektywy innych (wstępu Mirosława Ikonowicza oraz posłowiu Salmana Rushdiego). Śmiało powinni po nią sięgnąć osoby myślące o wybraniu dziennikarstwa jako życiowej drogi, by zrozumieć, że najważniejsze to kroczyć swoją drogą. Czasami na przekór wszystkim i wszystkiemu. Jak wielki Ricardo... 

/Ania. 

"Jeszcze dzień życia"
Ryszard Kapuściński 
Wydawnictwo AGORA 

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu AGORA 


1 komentarz:

  1. Czytałam "Cesarza", nie do końca przypadł mi do gustu, ale może to dlatego, że czytałam go po prostu w złym czasie mojego życia. Chętnię sięgnę po ten właśnie reportaż

    OdpowiedzUsuń

"Pierścionek z cyrkonią" Krzysztof Piotr Łabenda

Recenzja patronacka.   W " Pierścionku z cyrkonią" 💍 Krzysztof Piotr Łabenda odpowiada na pytanie : Czy można przez całe...