Drugie spotkanie...
Być może część z Was pamięta, że moje odczucia co do pierwszej części serii mafijnej ("Zakazany układ") były, delikatnie mówiąc mieszane.
Nie byłam pewna, czy mam ochotę sięgać po kontynuację. Decyzja została poniekąd podjęta po prostu za mnie. Z racji tego, że recenzowałam pierwszą część, dostałam od Wydawnictwa Editio Red drugą. I tak po raz drugi wkroczyłam do świata bohaterów K.N.Haner.
Na początek krótkie przypomnienie historii.
Nicole postanowiła popełnić samobójstwo. W ostatniej chwili została "uratowana" przez Marcusa, bezwzględnego mafioso, który postanowił, że na złość dziewczynie zatrzyma ją przy życiu. Po pewnym czasie tych dwoje zawarło pewien układ, a potem ich losy potoczyły się tak, że w pewnym momencie nie potrafili bez siebie żyć. To tak w skrócie, jeżeli chodzi o część pierwszą.
W części drugiej Nicole doszła do wniosku, że chce żyć. Że chce się podnieść z kolan i walczyć o to, co najcenniejsze, bo ma dla kogo to robić. Niestety w pewnym momencie wydawało się, że dziewczyna była już niemal na samym dnie, a pomoc ze strony Marcusa nie nadchodziła. Pomocna dłoń została jednak wyciągnięta niespodziewanie przez osobę, która pod żadnym pozorem nie powinna była tego robić. Najgorsze było to, że w zaistniałej sytuacji każde rozwiązanie wydawało się złe. Licho bowiem nie spało!
Historia sama w sobie nie była zła.
Mafijne układy i wojny nie są tym, w czym codziennie uczestniczymy, ale jedno jest pewne - ten świat nie zna litości. W nim liczą się wyłącznie wpływy, pozycja, pieniądze i władza.
Uczucia? W środowisku, w którym nie szanuje się nikogo (a na podstawie tej powieści mam wrażenie, że zwłaszcza kobiet, które są traktowane wręcz instrumentalnie) nie ma na nie teoretycznie miejsca. A jednak. Komuś udało się skraść serce groźnego gangstera, Marcusa. Tylko, czy w tym świecie miłość ma w ogóle jakąkolwiek rację bytu?
Tak jak pisałam kilka zdań wcześniej - pomysł na fabułę nie był zły. Historia była intrygująca i wciągająca. Kolejne rozdziały zostały skonstruowane tak, aby utrzymać przy sobie czytelnika, ale...
O ile w pierwszej części tolerowałam język jakim posługiwali się bohaterowie (rozumiałam, że ma być dobitnie i brutalnie), o tyle w drugiej zaczęło mi to strasznie przeszkadzać.
Niezliczona ilość słów na k, ch, s itd. momentami przyprawiała mnie dosłownie o ból głowy. Nie jestem święta - i mnie zdarza się rzucić mięsem, ale jednak chyba są jakieś granice.
Ja wiem, że literatura erotyczna (wbrew zapewnieniom, że K.N.Haner jest mistrzynią dramatu, ta seria nie była dla mnie niczym innym, jak właśnie erotykiem) rządzi się swoimi prawami, ale od minimalnej delikatności jeszcze nikt nie umarł.
Poza tym (i nie mam tu na myśli tylko tej książki) nie rozumiem tej coraz częstszej tendencji do obsadzania ról postaciami zagranicznymi i umiejscowienia akcji poza granicami Polski.
Ok, rozumiem - czasami tamte realia są po prostu prostsze do ukazania (część akcji "Piekielnej miłości" rozgrywa się w Meksyku, a chyba każdy ma jako takie pojęcie o tamtejszym życiu i wpływach karteli narkotykowych), ale kiedy sytuacja powtarza się w piątej, dziesiątej, dwudziestej powieści, to, przynajmniej dla mnie, staje się to lekko denerwujące i irytujące.
Czy naprawdę Polska jest taka zła? Kurcze, przecież poprzez fikcję literacką możemy wreszcie pokazać ją taką, jaką byśmy chcieli, żeby była w ogóle lub tylko na potrzeby powieści. Ale ok, zostawmy już ten temat, bo podejrzewam, że stąpam po cienkim lodzie i nie każdemu moje zdanie na ten temat może się spodobać 😉
Ilu czytelników, tyle opinii.
źródło zdjęcia :
I teraz, już na zakończenie, prawdziwa bomba - rozczarowało mnie zakończenie! Poważnie. Liczyłam na więcej dramatu. Być może dlatego, że jakoś nieszczególnie zżyłam się z bohaterami. Nicole, chociaż niewyobrażalnie poturbowana przez los nie wzbudziła we mnie współczucia (!).
A Marcus? Hmm... To nie jest postać, którą chciałabym spotkać na swojej drodze w realnym świecie. Po tym wszystkim co zrobił jego los był mi całkowicie obojętny. Jeden trup mniej lub więcej już i tak nie zrobiłby mi większej różnicy .
Nie żałuję, że przeczytałam "Piekielną miłość", ale jest to powieść, po którą z pewnością drugi raz nie sięgnę. Spędziłam w jej towarzystwie kilka godzin i na tym nasza znajomość się zakończyła.
/Ania.
"Piekielna miłość"
K.N.Haner
Wydawnictwo Editio Red
Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Editio Red http://editio.pl
Nie znam jeszcze twórczości tej autorki. 😊
OdpowiedzUsuńTa seria to moje pierwsze spotkanie z twórczością K. N. Haner :)
UsuńJakoś nie przemawia do mnie ta seria. Chyba po nią nie sięgne :) pozdrawiam :) www.wspolczesnabiblioteka.blogspot.com
OdpowiedzUsuńPewnie, skoro do Ciebie nie przemawia, lepiej poświęcić ten czas czemuś, co jest bliższe Twoim czytelniczym gustom :)
UsuńOstatnio czytałam opinię o tej książce a raczej o jej częściach i bardzo mnie zaciekawiła. Chetnie bym przeczytała tę historię
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że historia sama w sobie jest bardzo ciekawa.
UsuńNie moje klimaty, wolę raczej książki dotyczące rozwoju osobistego, poradnik tudzież biografie ;)
OdpowiedzUsuńKażdy czyta to, co lubi 💜
UsuńMiałam ten sam problem z "Achają" Ziemiańskiego. Początkowo starałam się zrozumieć, czemu autor używał takiego języka. W drugim tomie - nie wytrzymałam. Zamiast podkreśliś specyfikę grupy i jej język, jakoś strasznie ją wyolbrzymił.
OdpowiedzUsuńJa rozumiem, że pomysł realizacji był taki, a nie inny, ale co za dużo, to nie zdrowo ☺
Usuń