A miało być tak pięknie...
Nie wiem, czy zauważyliście, ale jeszcze nigdy na blogu nie odradzałam Wam lektury jakiejkolwiek książki, bo jestem zdania, że każdy ma prawo do własnego gustu i do sięgania po to, co sprawia mu przyjemność. Dziś jednak będzie inaczej. Po prostu czuję się w obowiązku wyłożenia Wam przysłowiowej kawy na ławę w kwestii jednej z powieści autorstwa Kristen Ashley. Czemu jednej? To wyjaśni się troszkę niżej, więc dotrwajcie do końca.
Przede wszystkim zacznijmy od początku.
Popijając drinki z przyjaciółkami w modnym klubie, Gwendolyn Kidd spotyka mężczyznę swoich marzeń. Zaprasza go do domu, spędzają razem noc, ale rano Tajemniczy Mężczyzna znika bez śladu – tylko po to, by kolejnej nocy znów pojawić się w jej sypialni. Gwen pozwala mu zostać, w nadziei, że przelotny romans zamieni się w coś poważniejszego. Mijają tygodnie i miesiące cudownych nocnych uniesień, a ona wciąż nawet nie zna jego imienia, nie wie, kim jest, ani nawet jak dostaje się w nocy do jej mieszkania.
W życiu dziewczyny zaczynają dziać się niepokojące rzeczy: Gwyn wpada w oko przystojnemu przywódcy bandy motocyklistów, zwraca też na siebie uwagę bezwzględnych gangsterów. Jakby tego było mało, zaczyna się nią interesować pewien czarujący policjant z Denver. Wtedy do akcji wkracza Tajemniczy Mężczyzna. Czy jednak odsiecz nie przybędzie za późno?
Przyznam szczerze, że pomysł autorki z Tajemniczym Mężczyzną, który odwiedza Gwen w nocy, nie wiadomo w jaki sposób włamując się do jej domu i to w dodatku zawsze przy zgaszonym świetle powinien wzbudzić we mnie co najmniej mieszane uczucia. Po obejrzeniu swego czasu reportażu o ludziach, którzy dzielą życie z lalkami rozmiarów człowieka nic już mnie chyba w kwestii upodobań seksualnych nie zaskoczy. Więc ta kwestia jakoś szczególnie mnie nie wzburzyła. Powiem nawet więcej : troszkę rozczarował mnie fakt, że tajemniczy mężczyzna, jednak nie był taki całkiem tajemniczy. Co prawda Gwen nie wie, kim on jest, czym się zajmuje, ani nawet jak ma na imię, ale w ogóle nie miałam wrażenia, że jakoś usilnie chciała się tego dowiedzieć.
Ale nie dlatego chcę Was ostrzec przed tą powieścią, tylko dlatego, że ona jest po prostu... płytka. Owszem, sam pomysł na fabułę był nawet ok - dziewczyna, gangsterskie porachunki, przystojni mężczyźni - ale z wykonaniem ewidentnie poszło coś nie tak. Opisy w stylu "Mój nałóg miał wiele twarzy, lubiłam różne stroje, niestety nie należały do nich te tańsze. Do tego remontowałam dom. Nie miałam innego wyjścia, musiałam zarabiać. No dobrze, to nie do końca prawda. Nie ja remontowałam dom. Część prac wziął na siebie mój ojciec, a resztą zajął się mój przyjaciel Troy. Powinnam raczej powiedzieć, że mam dom, który dzięki błaganiom i szantażom emocjonalnym remontują dla mnie inni" albo "Nieźle. Dog uważa, że mam słodki tyłeczek. Co prawda właśnie mi groził, ale ponieważ nie był zupełnie odrażającym mężczyzną, wydało mi się to nawet miłe" przewijające się przez całą książkę po prostu wyprowadzały mnie z równowagi. Albo te teksty typu "no, mała" ze strony facetów, które cieszą główną bohaterkę jakby miała 16, a nie 33 lata (!). I ten wszechobecny chaos. Tego było po prostu za dużo.
Zapytacie : czemu zatem sięgnęłaś po drugą część? Odpowiedź jest prosta. Bo zawsze wywiązuje się z zadania powierzonego mi przez wydawnictwo, z którym akurat współpracuję. Co prawda pisałam się na zrecenzowanie tylko drugiej części, ale z racji tego, że dostałam również pierwszą, postanowiłam zacząć od początku. I teraz, jak na spowiedzi zdradzę Wam, że gdyby nie umowa z Wydawnictwem, nie sięgnęłabym po drugi tom. Ale słowo się rzekło...
Tess O’Hara ustawiała właśnie świeżo upieczone babeczki na wystawie swojej cukierni, gdy zadźwięczał dzwonek przy drzwiach. Podniosła wzrok i ujrzała mężczyznę swoich marzeń. Nie minęła minuta, a on zaprosił ją na randkę. Zgodziła się bez wahania. Ale po czterech cudownych miesiącach Tess odkrywa, że jej ukochany to działający pod przykrywką detektyw z agencji antynarkotykowej, który bada powiązania jej byłego męża – narkotykowego bossa. Tess jest przekonana, że to koniec.
Ale agent Brock Lucas jest innego zdania. To człowiek z misją, oddany swojej pracy, spędził lata zajmując się światkiem przestępczym Denver, rozpracowywał najgorsze szumowiny. Jednak dopiero w czasie tych czterech miesięcy z Tess, która jest równie słodka jak jej babeczki, zaczyna naprawdę lubić swoją pracę. Podczas przesłuchania Brock dowiaduje się, że Tess skrywa przerażającą tajemnicę. Wtedy też postanawia, że pomoże jej walczyć z demonami przeszłości i będzie ją chronić.
Ta słodko-dzika para wspólnie stawi czoła wielu przeciwnościom, a los nie będzie ich oszczędzał: rodzinne problemy, śmiertelna choroba, a do tego nieustępliwy były mąż Tess i jędzowata była żona Brocka będą próbowali ich rozdzielić. Ale na tym nie koniec. Brock Lucas ma w sobie dzikość, nad którą w przeszłości nie zawsze umiał panować. Za błąd, który popełnił lata temu, przyjdzie zapłacić Tess.
Na szczęście rzecz z "Niepokornym mężczyzną" ma się już trochę lepiej. Nie jest to co prawda jakaś wybitna powieść, ale da ją się przeczytać bez wkurxxxxxx się 😉 Po prostu utrzymana jest na, powiedzmy, przyzwoitym poziome.
Co prawda bohaterowie też potrafią czasami mocno wkurzyć, ale biorąc pod uwagę całość - wszystkie postaci, całą fabułę, wszystkie wątki i akcję - można śmiało ocenić tę książkę pozytywnie.
I można nawet spędzić z nią kilka całkiem przyjemnych wieczorów. Generalnie nie będzie to czas stracony.
Podsumowując : aż nie wierzę, że to piszę, ale unikajcie jak ognia "Tajemniczego mężczyzny", chyba że macie nerwy ze stali lub czujecie satysfakcję z katowania swojego mózgu i duszy złą książką.
Natomiast w miarę spokojnie sięgajcie po "Niepokornego mężczyznę", bo chociaż ma wzloty i upadki, to traficie na momenty i wątki, które naprawdę mogą przypaść Wam do gustu. I nie zrażajcie się faktem, że powieść zaczyna się od... orgazmu 😱😱😱
/Ania.
"Tajemniczy mężczyzna" + "Niepokorny mężczyzna"
Seria Mężczyzna marzeń
Kristen Ashley
Wydawnictwo AKURAT
Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa AKURAT