"PLANTACJA"
- opowiadanie.
PROLOG
Berenika po raz ostatni widziała swojego ojca w dniu jej siódmych urodzin. Obudził ją o brzasku i oświadczył, ze oto czas na przygodę życia. I tak właśnie się stało. Tata zabrał ją w tyle niesamowitych miejsc, że późnym wieczorem, kiedy wrócili do domu, świeżo upieczona siedmiolatka smacznie już spała.
Dziewczynka zapomniała wtedy na chwilę o gorzkich słowach ojca, które padły w rozmowie z mamą kilka dni wcześniej. Wtedy to Berenika usłyszała, jak jej ukochany tatuś wykrzyczał, że żałuje, że nie ma syna, który mógłby być jego godnym następcą w poszukiwaniu prawdy. Berenika nie miała pojęcia, o jaką prawdę chodzi, ale sprawiło jej to niewypowiedzianą przykrość. Czyżby ojciec jej nie kochał, bo była dziewczynką? Pragnęła go o to zapytać wprost, ale wtedy wyszłoby na jaw, że podsłuchiwała, a tego w domu Cichockich pod żadnym pozorem nie można było robić.
Kiedy kilka dni później, dzień po jej urodzinach, Jerzy Cichocki zniknął, marzyła tylko o tym, aby wrócił do domu. Obiecała sobie, że za wszelką cenę udowodni mu, że jest go godna. Z upływem czasu obraz ojca we wspomnieniach córki stawał się coraz bledszy, a dawną determinację zastępowała wściekłość i wrogość. Jak on mógł zostawić je same?!
Wszystko wróciło, gdy jako szesnastolatka zafascynowana działaniami ekologów, w tajemnicy przed mamą i jej nowym facetem zabrała się za zasadzenie w ogrodzie kilku drzewek, na które wydała całe swoje kieszonkowe. Natknęła się wtedy na tajemniczą skrzynię z, jak się później okazało, przerażającą, ale jednocześnie fascynującą zawartością. Po zapoznaniu się z ukrytymi tam artykułami i notatkami ojca, Berenika przysięgła sobie, że bez względu na wszystko dokończy jego dzieło i ludzie poznają prawdę. A on, gdziekolwiek wtedy będzie, będzie z niej dumny.
CZĘŚĆ I
18 kwietnia 2018
– Jesteś absolutnie pewna, że to dobra decyzja? – Oliwka wyraźnie martwiła się o swoją najlepszą przyjaciółkę.
– To jedyna słuszna decyzja. Przecież wiesz, że muszę to zrobić, w przeciwnym razie już zawsze będę żyła z poczuciem winy, że mi się nie udało. Ba! Że nawet nie spróbowałam.
– Nie obraź się, ale nawet nie masz pewności, że twój ojciec żyje.
– Wiem, ale teraz nie robię już tego tylko dla niego, ale też i dla siebie.
– Twój wybór, ale uważam, że mimo wszystko powinnaś powiedzieć pani Beacie o swoich planach.
– Pewnie masz rację, ale nie chcę jej zranić.
Pokój, w którym dyskutowały dziewczyny wypełnił się głośnym śmiechem Oliwii.
– Wiesz, że cię kocham i wspieram, chociaż kompletnie tego nie rozumiem, ale nie pieprz mi tu głupot o zranieniu matki, bo mnie się wydaję, że jej nie zranisz, a dobijesz, kiedy zorientuje się, że po kryjomu dałaś nogę, zupełnie jak twój stary.
– Może po prostu jestem takim samym tchórzem, jak on? – Berenika wyraźnie posmutniała. – Czemu to spotkało akurat mnie?
Kilka godzin później
– Nie mogę w to uwierzyć! Po prostu nie mogę! Jak możesz mi to robić?! – Beata była wstrząśnięta tym, czego przed chwilą dowiedziała się od córki.
– Mamo, proszę, nie płacz. – Berenika próbowała uspokoić matkę.
– A pomyślałaś, że możesz nie wrócić? Co wtedy będzie?
– Masz Wiktora i młodego. Poradzicie sobie beze mnie.
– Wiesz, co w tym wszystkim jest najgorsze? – Beata zbliżyła się do córki. – Że nie mam prawa ci tego zabronić.
Dziewczyna z czułością popatrzyła na matkę.
Chociaż doskonale wiedziała, że sprawia matce przykrość, nie widziała w tamtej chwili innego rozwiązania. Od dnia, w którym znalazła notatki ojca minęło już dziesięć długich lat. Dziesięć lat, w trakcie których robiła wszystko, aby móc wyruszyć w najważniejszą podróż w życiu.
Wreszcie nadszedł ten czas.
– Dzięki mamuś. – Berenika mocno przytuliła swoją matkę.
– Kiedy wylatujesz?
– W następny piątek. Wszystko już mamy załatwione.
W pokoju zapanowała niezręczna cisza.
– My? – Beata była zaskoczona.
– Tomasz leci ze mną. Uznał, że tak będzie bezpieczniej.
– Jeden rozsądny. – Prychnęła starsza Cichocka.
– Mamo, ja… czuję, że muszę to zrobić. Doskonale wiem, że masz mnie za wariatkę, zresztą całkiem słusznie, ale wiem, że jestem już blisko i nie mogę się wycofać.
– Córeczko…
– Nie przerywaj mi. – Berenika nie dała matce dojść do głosu. – Zrozum. Wtedy, zanim tata nas zostawił, słyszałam waszą rozmowę. To, jak mówił, że wolałby mieć syna również. Kiedy zniknął, każdego dnia modliłam się prosząc Boga, żeby wrócił. Chciałam udowodnić mu, że jestem go godna. Że nie musi się mnie wstydzić. Potem z każdym dniem byłam na niego coraz bardziej wściekła. A potem na ciebie, bo ułożyłaś sobie życie z Wiktorem i urodziłaś Tymka. Kiedy odkryłam to wszystko zrozumiałam, że tata zostawił to po coś. Nie pomyślałaś, że może ktoś go zmusił do wyjazdu? Może nie miał innego wyboru, bo chciał nas chronić?
– Kochanie, wiem, że tak samo jak twój ojciec wierzysz w te wszystkie teorie spiskowe, ale…
– Mamo, jakie teorie? To jest fakt! Naprawdę uważasz, że jesteśmy tutaj sami?
– Nie. – Stanowczość matki zaskoczyła Berenikę. – Wcale tak nie uważam. Wręcz przeciwnie. To jedyna kwestia, w której się z tobą zgadzam. Też uważam, że gdzieś tam jest jakieś życie. Nie wiem, czy faktycznie są bardziej rozwinięci od nas, czy może boją się nas równie mocno, jak my ich. Ale to nie jest powód, dla którego masz narażać własne życie.
– Ale ja to muszę zrobić, nie rozumiesz? Inaczej oszaleję.
– A co potem? – Beacie puściły nerwy. – Obwieścisz światu, że kosmici istnieją? Że żyją wśród nas i nas inwigilują? A może, że jesteśmy tylko nic nieznaczącą plantacją niczego nieświadomych niewolników?
– Ale… skąd ty to wszystko wiesz?
– Przeglądałam te wasze notatki. Twoje i ojca. Nie uważasz, że zbyt wiele w nich rozbieżności?
– Dlatego właśnie chcę tam polecieć i rozwiać wreszcie wszystkie wątpliwości.
– I wywołać chaos? Zdajesz sobie sprawę z tego, co by się stało, gdyby ludzie poznali prawdę, jakakolwiek ona jest? Po kolei upadałyby wszystkie państwa i religię. Ludzie wpadliby w niewyobrażalną panikę. Nastąpiłby koniec świata!
– Mamo, a nie uważasz, że może mielibyśmy szansę zyskać trochę czasu, aby się przygotować?
– Na co? Na co, do cholery?! Na wojnę?
– Nie wiem. Ale wierzę, że nastąpi jakiś przełom i wreszcie mi się uda odkryć coś znaczącego.
– Gówno odkryjesz! Ubzdurałaś sobie tak samo jak twój popierdolony ojciec, że jesteśmy oszukiwani przez władze. Że kosmici istnieją i pewnego dnia wrócą po swoją własność. Że macie czas, aby wszystkich ostrzec. I co potem? Schowacie się do schronów? Jeżeli nawet jest tak, jak uważacie, chuj wam da ostrzeżenie ludzi. Jeżeli obca cywilizacja jest na tyle rozwinięta, to pozabijają nas nim zdążymy się obejrzeć. – Berenika była zszokowana wybuchem matki. – Rób, co chcesz, ale nie licz na moje zrozumienie. Nie potrafię spokojnie patrzeć, jak moja córka sama skazuje się na pewną śmierć.
Po tych słowach Beata opuściła pokój córki. Wiedziała, że bez względu na to, co powie, i tak jest na straconej pozycji.
27 kwietnia 2018
Zaraz po przebudzeniu Beata dostrzegła wiadomość pozostawioną przez córkę na samoprzylepnej karteczce – PRZEPRASZAM. Cichocka zdała sobie sprawę, że właśnie straciła ukochaną córkę.
Mimo wczesnej pory, dzień był wyjątkowo ciepły. Po dotarciu na lotnisko Berenika i Tomasz już byli zmęczeni, a czekała ich jeszcze odprawa i wielogodzinny lot za ocean. Dodatkowo dziewczyna w nocy nie zmrużyła oka, przez co była w wyjątkowo podłym nastroju. Dobrze, że miała u boku opanowanego chłopaka.
Berenika poznała Tomasza trzy lata wcześniej, kiedy to dzięki staremu znajomemu ojca trafiła do tajnego stowarzyszenia osób zafascynowanych pozaziemską cywilizacją. Jako nowa miała tak wiele pytań, że szybko znalazła się w centrum uwagi. Po kilku tygodniach zrozumiała, że wśród tych wszystkich dziwaków wreszcie mogła być w 100% sobą. Nareszcie nikt nie patrzył na nią jak na wariatkę. Wręcz przeciwnie, każdy słuchał jej z uwagą, tłumaczył, dyskutował, wymieniał się poglądami. Normalni ludzie spieszyli się po pracy do domów, na różne spotkania. Do mężów, żon, rodzin, czy znajomych. Berenika spieszyła się do przyjaciół.
Na początku nie zwróciła szczególnej uwagi na Tomasza, który bardzo rzadko zabierał głos. Był raczej cichym, aczkolwiek bardzo uważnym obserwatorem. Dziewczyna wiedziała o nim tylko tyle, że wychowywała go matka, która trafiła do zakładu zamkniętego po tym, jak rzekomo została uprowadzona przez obcych. Tomasz twierdził, że po prostu zwariowała po śmierci jego ojca, ale chłopak zafascynowany tematem obcych postanowił pogłębić swoją wiedzę. Tak trafił do stowarzyszenia.
Kiedy po kilku tygodniach Berenika poszukiwała towarzysza do wyprawy śladami osób, które twierdziły, że przeżyły spotkanie z kosmitami, znalazła kompana właśnie w Tomaszu, który okazał się nie tylko wspaniałym towarzyszem, ale też i intrygującym mężczyzną. Wyprawa zakończyła się porażką, bo albo wspomniane przez ojca w notatkach osoby już nie żyły, albo tam nie mieszkały, albo nie chciały z nimi rozmawiać. Mimo to Berenika czuła się szczęśliwa, bo znalazła wreszcie mężczyznę, który ją rozumiał. Co więcej, podzielał jej dziwne hobby. Razem tworzyli duet idealny.
Nie była więc zaskoczeniem decyzja Tomasza o jego wylocie razem z Bereniką. Wiedział doskonale, że nie puści swojej dziewczyny samej. Cokolwiek tam na nich czekało, przejdą przez to razem.
20 czerwca 2018
Wreszcie im się udało. Odnaleźli kompleks wojskowy na granicy stanów Waszyngton i Oregon. Na początku byli przekonani, że to tak zwany Pacific Northwest, o którym czytali w necie, ale to miejsce było usytuowane bardziej na północ. Według satelity nic szczególnego tam nie było.
Od przylotu do Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej minęły już dwa miesiące. W tym czasie Berenika i Tomasz podróżowali po całym kraju odwiedzając osoby, które na własnej skórze przekonały się, do czego zdolni są kosmici. Jedne rozmowy były bardziej owocne, inne okazywały się kompletnie bezużyteczne. Berenika cieszyła się, że ma u boku mężczyznę, przy którym może czuć się bezpiecznie, bowiem niektóre spotkania były naprawdę niebezpieczne. Nieraz z Tomkiem zastanawiali się, czy wariactwo napotkanych na ich drodze osób wynika z traumatycznych doświadczeń jakich doznali w trakcie spotkań z przedstawicielami obcej cywilizacji, czy raczej z wrodzonych zaburzeń psychicznych, a rzekome porwania przez niezidentyfikowane obiekty latające były tylko wytworem ich chorej wyobraźni.
Mimo tego z każdym dniem nadzieje na powodzenie "misji" malały, bo wyprawy w rejon, o którym pisał Jerzy Cichocki, za każdym razem kończyły się fiaskiem. Przemierzali niezliczone kilometry pustkowi, bez żadnego efektu. Młodzi martwili się, że będą musieli odłożyć swoje "śledztwo" w czasie, bowiem zapas gotówki powoli się kończył, a oni przecież musieli za coś żyć.
A teraz, po dwóch miesiącach pełnych wyrzeczeń wreszcie znaleźli to, czego szukali. Tajemniczy kompleks wojskowy był na wyciągnięcie ręki. Teraz potrzebowali już tylko konkretnego planu. Być może, gdyby wiedzieli, że w bazie już na nich czekają, w porę by się wycofali. Jednak niczego nieświadomi, Berenika i Tomasz sami pchali się w paszczę bezlitosnego potwora.
3 lipca 2018
Berenika i Tomasz po raz setny tego dnia analizowali mapę, którą w ciągu kilku ostatnich dni opracowali na podstawie własnych obserwacji. W głowach mieli dziesiątki różnych planów dostania się do bazy, jednak po wielu burzliwych dyskusjach doszli wreszcie do porozumienia, że najlepszym rozwiązaniem będzie po prostu dać się złapać. Pomysł był ryzykowny, aczkolwiek prawdopodobnie skuteczny. Obawiali się, że próbując wtargnąć na siłę na pilnie strzeżony przez uzbrojonych po zęby żołnierzy teren, mogą zostać zastrzeleni. Udawanie zagubionych i zdezorientowanych turystów wydawało im się przysłowiowym strzałem w dziesiątkę. Najwyższej zostaną przegnani.
Następnego dnia o świcie wyruszyli w drogę. Po dwóch godzinach byli już na miejscu. Zdziwił ich fakt, że tym razem obiekt nie jest chroniony tak pilnie, jak zwykle. Zauważyli tylko dwóch żołnierzy przy bramie wjazdowej i kilku uzbrojonych mężczyzn koło, według ich ustaleń, głównego garażu. Jeden mężczyzna stał też na wieży obserwacyjnej, ale schowani za drzewami, byli dla niego niewidoczni.
Po ponad godzinnej obserwacji byli pewni, że nikt nie wjeżdżał do kompleksu, ani też go nie opuszczał. Cóż, byli w błędzie.
– Powinniśmy już iść. – Tomasz chwycił Berenikę za rękę.
– Jasne. Kurde, strasznie się boję.
– Ja też, ale odwrót nie wchodzi już w drogę. Zrobimy to teraz, albo nigdy.
– Wiem. Po prostu martwię się, że coś pójdzie nie tak i już więcej cię nie zobaczę. – Dziewczyna położyła głowę na ramieniu chłopaka.
– Spokojnie. Bez względu na wszystko, jesteś dla mnie najważniejsza. Nigdy o tym nie zapominaj. I o naszym nocnym pożegnaniu też pamiętaj. – Tomasz uśmiechnął się do Bereniki. – A teraz ruszajmy. Nie traćmy czasu.
Berenika pokiwała głową, pocałowała Tomasza, po czym zaczęła zbierać się do drogi, gdy nagle usłyszała huk uderzenia i ujrzała Tomasza upadającego bezwładnie na ziemię. Nim i ona została ogłuszona, zdążyła odwrócić głowę i spojrzeć w oczy stojącemu przed nią mężczyźnie. Potem usłyszała jeszcze tylko "witaj, córeczko" i wszędzie zapadła ciemność.
CZĘŚĆ II
Berenika z trudem uniosła ciężkie powieki i rozejrzała się po sali, która do złudzenia przypominała szpitalną. Światło jarzeniówek raziło ją w oczy, a głowę rozsadzał nieznośny ból. Z całych sił próbowała się podnieść, ale z przerażeniem odkryła, że zarówno jej ręce, jak i nogi są przywiązane do łóżka grubymi, skórzanymi pasami. Ze strachu zaczęło brakować jej powietrza.
Po chwili usłyszała ciche skrzypnięcie otwieranych drzwi. Do pokoju weszła kobieta. Ubrana była w lekarski kitel. Berenika chciała coś powiedzieć, ale z jej gardła nie wydobyły się żadne dźwięki. Kobieta spojrzała na dziewczynę, pomogła zwilżyć jej usta i po kilku sekundach opuściła salę.
Po kilku minutach dziewczyna znów usłyszała dźwięk otwieranych drzwi. Tym razem jednak do pokoju wszedł mężczyzna łudząco podobny do jej ojca, ale zdecydowanie wyższy i o wiele potężniejszy, niż go zapamiętała. Gość wziął krzesło stojące pod ścianą i usiadł na nim blisko łóżka. Popatrzył na Berenikę niezwykle orzechowymi oczami. Jej oczami. Teraz już dziewczyna nie miała wątpliwości, że siedzi przed nią Jerzy Cichocki. Jej ojciec.
– No, no, no. – Odezwał się po chwili. – Muszę przyznać, że cię nie doceniałem. Do ostatniej chwili byłem przekonany, że się wycofacie.
Berenika chciała krzyczeć, ale potworny ucisk, który czuła w klatce piersiowej, skutecznie jej to uniemożliwiał. Mężczyzna kontynuował.
– Nie martw się, już wkrótce odzyskasz głos. A teraz jeszcze sobie smacznie pośpij.
Mężczyzna wstał, wziął ze stołu strzykawkę, po czym zaaplikował jej zawartość w rękę Bereniki. Po chwili dziewczyna odpłynęła.
To, co działo się w ciągu kilku następnych dni, było dla dziewczyny prawdziwym koszmarem. Berenika przez większość czasu nie wiedziała, co jest prawdą, a co wytworem jej wyobraźni. W chwilach gdy działanie substancji stale wtłaczanych do jej organizmu malało, powracało wspomnienie Tomasza. Gdzie on teraz był? Co mu robili? Czy w ogóle jeszcze żył? Cichocka była zrozpaczona; wiedziała, że ktoś próbuje manipulować jej umysłem, ale nie miała siły się temu przeciwstawić.
A potem ktoś podawał jej kolejną porcję leków i przychodzili ONI – wszyscy ci, o których pisał jej ojciec. Anunnaki, Szarzy, Reptilianie. Ciągle i ciągle. Przyglądali się jej, dotykali, torturowali, mimo że po przebudzeniu nie miała żadnych widocznych śladów.
Najbardziej jednak przerażały ją odwiedzające ją czarnookie dzieci, które według niektórych były hybrydowymi dziećmi obcych mającymi zdolności hipnotyczne. Zawsze przychodziły do niej pojedynczo, ubrane w czarne bluzy, z kapturami założonymi na głowy. Mogły mieć dzisięć, góra dwanaście lat. Siadały bezgłośnie na krześle i zastygały w bezruchu. A potem nagle spoglądały na nią tymi swoimi demonicznymi oczami. Berenika sparaliżowana strachem za każdym razem zaczynała się dusić. Łzy grubymi kroplami spływały po jej policzkach. W środku czuła ogień, który palił każdy centymetr jej ciała. W głowie rodziły się przerażające wizje końca świata. A potem nagle dzieci wstawały i szybko opuszczały pokój.
Dziewczyna miała wrażenie, że stacza się w otchłań szaleństwa.
Sierpień 2018
– Halo, Berenika, słyszysz mnie? Otwórz oczy.
Berenika uniosła powoli powieki i ujrzała tę samą kobietę, która była u niej już wcześniej.
– Jak się czujesz? Chce ci się pić?
Dziewczyna lekko kiwnęła głową. Kobieta pomogła jej ugasić pragnienie.
– Jestem Meghan. Będę się tobą opiekować w najbliższym czasie. Teraz podam ci środek przeciwbólowy, a potem pomogę ci usiąść. Jutro przyjdzie tu twój ojciec, dobrze byłoby gdybyś była w jak najlepszej formie.
Berenice było tak naprawdę wszystko jedno, co się z nią stanie. Mogłaby nawet umrzeć. Nie musiałaby wtedy przez to wszystko przechodzić. Robiła jednak wszystko, jak na automacie, o co prosiła ją jej opiekunka.
Po godzinie wszedł do pokoju mężczyzna trzymający w dłoniach tacę pełną jedzenia. Na ten widok Berenika odruchowo zwymiotowała.
– Spokojnie, nic się nie stało. – Meghan podeszła do dziewczyny. – Zobaczysz, z każdym dniem będzie tylko lepiej. Już wkrótce wróci ci apetyt.
Kobieta jeszcze przez chwilę krzątała się po pokoju. Potem znów wstrzyknęła coś Berenice i wyszła z pokoju. Dziewczyna szybko zapadła w niespokojny sen. Śniła o Tomaszu. Nie były to dobre sny.
Następnego dnia z zapowiedzianą wizytą przyszedł do niej Jerzy. Od razu kazał jej wstać i iść za nim. Dziewczyna nie bez trudu podniosła się z łóżka. Idąc za ojcem wyszła na korytarz. Na jednej ze ścian wisiało ogromne lustro. Przeraziło ją to, co w nim ujrzała. Posklejane włosy, podkrążone oczy, trupioblada cera i zapadnięte policzki. Berenika była cieniem samej siebie.
– Rusz się, nie mamy całego dnia. – Cichocki był wyraźnie zirytowany jej ślamazarstwem. – Słabeusze. – Dodał pod nosem. Potem odchrząknął kontynuował. – Spędzisz tu resztę życia, więc wypadałoby ustalić pewne sprawy. Przede wszystkim niedługo zostanie ci przydzielony normalny pokój. Dojdziesz tam szybciej do sobie. Potem się zobaczy, co będziesz robić. Sprawiasz wrażenie bystrej, więc szybko się wszystkiego nauczysz. Pamiętaj, wszystko będzie dobrze, o ile nie wywiniesz jakiegoś numeru. Wtedy zrobi się bardzo nieprzyjemnie.
Berenika podążała za ojcem w milczeniu, z każdą chwilą coraz bardziej przerażona jego słowami.
– Pewnie zastanawiasz się, co robię w tym miejscu, prawda? Nie mamy czasu, żeby zagłębiać się w szczegóły. W każdym razie w odpowiednim czasie zostałem zauważony przez odpowiednich ludzi, i oto jestem i wszystkim tu nadzoruję. – Jerzy wykonał gest, jakby chciał objąć całą przestrzeń rękami.
– Co Wy tu konkretnie robicie? – Berenikę zainteresowała opowieść ojca.
– Wszystko, aby uchronić ludzkość przed zagładą. Badamy wraki statków, które udaje nam się przechwycić. Będziesz zdumiona, ile ich jest. Zdradzę ci, te bestie są wyjątkowo sprytne i teraz w większości są to statki bezzałogowe. Myślą, że dzięki temu coś zyskają, ale my będziemy gotowi.
– Na co?
– Na wojnę, głupia! Na podstawie śladów DNA, które pobraliśmy z wnętrza statków oraz z kilku egzemplarzy, które posiadamy wiemy, że oni w ogóle nie są odporni na nasze bakterie i wirusy. Uważamy, że to powstrzymuje ich przed inwazją. To też utwierdza nas w przekonaniu, co jest przyczyną tych wszystkich uprowadzeń. Gnidy nas badają, bo chcą wynaleźć skuteczne antidotum. Ale my im na to nie pozwolimy.
– Tato, przecież to czyste szaleństwo!
Uderzenie w twarz zwaliło dziewczynę z nóg. Berenika uderzyła głową o twardą posadzkę.
– Nie jestem szalony! Jestem wybawicielem! – Jerzy siłą podniósł córkę z ziemi i powlókł do sąsiedniego pomieszczenia. – Zobacz, to jest nasza broń! –
O, Boże! – Berenika zakryła dłonią usta.
Córka Jerzego nie mogła uwierzyć w to, co właśnie zobaczyła. Przed nią rozpościerał się makabryczny widok. Hala, do której dotarli, była podzielona na boksy, w których za szkłem pancernym uwięzione były, tu Berenika nie miała najmniejszych wątpliwości, owoce eksperymentów medycznych.
– Robi wrażenie, prawda? – Cichockiego rozpierała duma.
– Ale… – Berenikę autentycznie zatkało.
To, co ujrzała było nie do opisania słowami. Człowiek z dwiema głowami, dziecko z czterema rękami, stworzenie przypominające yeti przywiązane do łóżka. I ten pies z ludzkimi oczami. Im podążali dalej, tym było coraz gorzej. Na końcu znajdowali się ludzie, cali w ranach. Ich ciała ulegały rozkładowi. Smród był nie do wytrzymania. Na ten widok Berenice zrobiło się niedobrze.
– Podoba ci się? – Cichocki był rozbawiony. – Nimi nie musisz się przejmować. Już i tak więcej ich nie zobaczysz. Za dużo tu zarazy. Mogłabyś coś złapać, a tego przecież nie chcemy. Zresztą, najchętniej bym ich się w ogóle pozbył, ale są chwilowo naszą jedyną nadzieją. Na nich na pewno uda nam się wyhodować zabójczą bakterię, przed którą nasi kosmiczni przybysze się nie ochronią. Poza tym na części z nich testujemy bardzo interesujące serum, które uczyni nas niepokonanymi.
– Jesteś potworem! – Berenika nie wytrzymała. – Jesteś cholernym potworem! Brzydzę się tobą!
Jerzy w oka mgnieniu dopadł do córki i rzucił nią o ścianę. Potem złapał ją za szyję i podniósł do góry.
– Idiotko, zobacz jaki już jestem silny. – Palce na krtani dziewczyny zaciskały się coraz mocniej. – Za kilka lat wszyscy możemy tacy być.
– Błagam, puść mnie. – Berenice zaczynało brakować powietrza.
Uścisk wreszcie zelżał.
– Posłuchaj mnie teraz uważnie. – Na dziewczynę patrzyły teraz oczy pełne nienawiści. – Kiedyś wszyscy nam za to podziękują. Wszyscy, słyszysz?! Czasami warto poświęcić miliony istnień, aby ocalić miliardy.
Berenika nie chciała nawet wyobrażać sobie, ilu ludzi, i ile zwierząt musiało tu już stracić życie. Jej matka miała rację. Nie byliśmy niewolnikami obcych, jak uważał ojciec. Byliśmy pieprzonymi hodowcami. Gdy myślała, że już nic gorszego nie może jej tego dnia spotkać, ojciec wsadził ją do windy i zabrał do ukrytego wiele metrów pod ziemią bunkra.
Kiedy zmierzali w stronę kolejnych drzwi, Berenika odważyła się wreszcie zapytać o Tomasza.
– Może kiedyś go zobaczysz. Chwilowo muszę jeszcze sobie wyjaśnić kilka spraw z zięciem. A teraz chodź, to zrobi na tobie piorunujące wrażenie, chociaż ostrzegam, że najlepsze zostawiłem na koniec.
Weszli do ogromnego hangaru, który wypełniony był… statkami kosmicznymi. Kilka z nich faktycznie miało kształt spadków, ale większość z nich niczym szczególnym nie różniła się od wojskowych myśliwców. Były tylko trochę większe i zapewne bardziej nowoczesne. Dziewczynie przeszło przez myśl, że to jakaś mistyfikacja. Czyżby oni sami je konstruowali, aby wywołać przerażenie w ludziach?
– Halo, ziemia do Bereniki. – Jerzy pomachał jej dłonią przed oczami. – Piękne, prawda? Wspaniała technologia, mówię ci. W tej dziedzinie nasi kosmiczni przyjaciele nie mają sobie równych. Prawdziwy majstersztyk. A teraz chodź, poznasz naszego nowego przyjaciela.
W Berenice narastał niepokój. Wiedziała, że za kolejnym przejściem nie czeka na nią nic dobrego. Intuicja jej nie zawiodła. Na widok przybysza z obcej planety zemdlała. Ocuciło ją uderzenie w twarz.
– Wstawaj i nie zachowuj się jak mięczak. Przynosisz mi wstyd. – Wysyczał Jerzy przez zęby.
– Tato, błagam cię, zabierz mnie stąd. – Rozpacz i łzy córki nie zrobiły na Cichockim żadnego wrażenia.
– Przyjrzyj się mu. On i jemu podobni chcą nas zabić i przejąć naszą planetę!
– Czemu mu to robicie? Przecież on cierpi.
– I o to chodzi. Dzięki temu dowiemy się, czy potrafią porozumiewać się ze sobą telepatycznie.
– Czy ty naprawdę nie masz serca? – Berenika była na skraju wytrzymałości. Bezduszność ojca i wszystkich ludzi pracujących w tym miejscu była przerażająca.
– Oj, córeczko, wkrótce przekonasz się, że emocje nie są dobrym doradcą. Musimy być ponad to. Pamiętaj, liczy się tylko cel. I jego realizacja. Wspomnisz jeszcze moje słowa. Na dziś już wystarczy. Nie mogę spóźnić się na spotkanie z dowództwem.
– Henry! – Jerzy zwrócił się do mężczyzny, który towarzyszył im przez całą drogę. – Zaprowadź moją córkę do sali i każ Meghan się nią zająć. – Po tych słowach Cichocki oddalił się w niewiadomym kierunku.
– Zapraszam. – Henry wskazał Berenice wyjście.
Dziewczyna tego dnia nie odezwała się już ani słowem. Milczała też przez kilka kolejnych. Ciągle miała przed oczami obraz Obcego. Od razu zauważyła, że nie różnił się on tak bardzo, wbrew powszechnej opinii, od człowieka. Fakt, był zdecydowanie wyższy od przeciętnego mieszkańca Ziemi, miał też o wiele większą głowę. Był też kompletnie pozbawiony owłosienia.
Poza tym, tak samo jak ludzie, miał dwie ręce i dwie nogi. Żadnych rogów, ani ogonów. Żadnych płetw, ani łusek. Żadnych antenek, jak to ukazywały niektóre filmy i kreskówki. Berenika zauważyła, że był strasznie wychudzony i niesłychanie blady. Dziewczyna nie miała pojęcia, czy to przypadkiem nie jest efekt bestialskiego traktowania. Berenika nie mogła zrozumieć, jakim trzeba być potworem, żeby przywiązać to bezbronne stworzenie do czegoś na wzór krzyża i pozbawić go skóry z całej klatki piersiowej i brzucha. Dodatkowo na pewnym odcinku jego ciało było rozcięte i rozchylone na boki specjalnymi haczykami. Cichocka widziała, jak pracuje jego serce i płuca, co znaczyło, że tlen mu nie szkodzi. Widziała też niemal szmaragdową krew pulsującą w jego żyłach. Kobieta była pewna, że brak długich palców u ręki i ucięta noga na wysokości kolana były efektem celowego działania. Nikt, ani nic nie zasłużyło na takie traktowanie.
Chociaż Jerzy wyraźnie zaznaczył, aby jego córce nie podawać już żadnych leków, Meghan nie mogąc patrzeć na cierpienie dziewczyny, zaaplikowała jej środek nasenny. Odpoczynek dobrze jej zrobił.
Wrzesień 2018
Berenika wiedziała już, że jawny opór nie ma tu sensu. Nie miała też żadnych szans na ucieczkę. W bazie były setki osób, które natychmiast wybiłyby jej ten pomysł z głowy. Postanowiła zatem udawać, że dostosowała się do sytuacji, co nie było proste. Dzięki temu dostała już swój pokój i mogła w miarę swobodnie poruszać się po bazie, oczywiście pod czujnym okiem Henry'ego. Wreszcie poprosiła o spotkanie z ojcem.
– Widzę, że moja dziewczynka wreszcie zmądrzała. Bardzo mnie to cieszy. Prawie tak samo jak fakt, że nareszcie dogaduję się z zięciem.
– Gdzie on jest?
– Możesz być spokojna. Jeżeli wszystko pójdzie dobrze z planem, zobaczysz się z nim za kilka dni. Jest, powiedzmy… na malutkim, aczkolwiek intensywnym szkoleniu. Muszę przyznać, że to całkiem inteligentny gość. Zdecydowanie bardziej podatny na sugestie niż ty.
– Coś ty mu zrobił?!
– Cóż, w kwestii potomstwa poniosłem porażkę, bo zamiast odważnego syna, wyszła mi płacząca córka. Trudno. Ale zięć, to prawie jak syn, prawda? Jeszcze będą z niego ludzie.
– Jeżeli zrobisz mu krzywdę, to…
– Ha, ha, ha. Grozisz mi? A co ty mnie możesz zrobić? – Jerzy zbliżył się do córki. Dzieliły ich teraz tylko centymetry. – Nie musisz się martwić. Twój kochaś jest dla nas zbyt cenny. Biorąc pod uwagę waszą aktualną sytuację, będzie jadł mi z ręki.
– O czym ty do cholery mówisz?
– Przecież za kilka miesięcy zostanie ojcem, tak? O, ludzie, ale masz głupią minę. – Jerzy bawił się w najlepsze. – Czyli nic nie wiedziałaś.
To prawda, Berenika ostatnio gorzej się czuła, ale tylko szaleniec dobrze czułby się w tym miejscu.
– Zrobiliśmy ci wszystkie badania. A teraz wróć już do sobie, dobrze? I bądź grzeczna, a nic wam się nie stanie.
Wreszcie nadszedł tak długo wyczekiwany dzień spotkania z Tomaszem. Biorąc pod uwagę okoliczności, jej długie przygotowania wydawały się irracjonalne, ale dziewczyna chciała zrobić na nim dobre wrażenie.
Tomek przyszedł do niej około osiemnastej. Od razu zapowiedział, że ma tylko godzinę. Berenika pragnęła rzucić mu się na szyję i całować do utraty tchu, ale wiedziała, że zostanie odtrącona. Zmienił się. Ślady na rękach i twarzy świadczyły o tym, że przeszedł piekło. Mimo tego jego chłodne zachowanie zraniło dziewczynę. Co prawda starał się być miły; pytał Berenikę o dziecko o samopoczucie, ale ona wiedziała, że robi to z przymusu.
Przed wyjściem obiecał dziewczynie, że spróbuje załatwić jej pozwolenie na wychodzenie na zewnątrz. Uznał, że brak słońca źle jej robi.
– Muszę już iść. Zaraz mam ćwiczenia. Przyjdę do ciebie w przyszłym tygodniu. Przyniosę ci coś do czytania, żebyś się nie nudziła.
Tomasz zbliżał się już do drzwi, kiedy niespodziewanie zawrócił, podszedł do Bereniki, wziął jej dłoń w swoje ręce i pocałował w policzek. Przy okazji wyszeptał : wyciągnę nas stąd, obiecuję.
Nadzieja wróciła.
Listopad 2018
Mimo obaw Bereniki związanych z początkiem pobytu w bazie, dziecko rozwijało się prawidłowo. Przyszła matka zaczęła się lepiej odżywiać, mogła też w asyście Henry'ego wychodzić na zewnątrz.
Najwięcej radości sprawiały jej jednak odwiedziny Tomasza, który przychodził do niej regularnie, raz, dwa razy w tygodniu. Przez większość czasu co prawda siedzieli w milczeniu, ale przed wyjściem chłopak zawsze mówił jej coś miłego.
Dziewczyna coraz częściej brała też udział w przeróżnych szkoleniach. Okazało się, że przebywa z nią więcej dziewczyn, niż można było przypuszczać. Były to głównie krewne pracujących tam żołnierzy oraz kobiety rzekomo brutalnie wykorzystane przez obcych. Te, według Bereniki, były najbardziej zawzięte. Nie miały żadnych oporów przed odwiedzaniem zakazanej strefy. Sama Berenika nie musiała narazie tam chodzić, ale wiedziała, że po porodzie się to zmieni.
Z każdym dniem dziewczyna utwierdzała się też w przekonaniu, że gdyby nie była córką Cichockiego, już by nie żyła. Od kilku tygodni Berenika mogła jadać w ogólnodostępnej stołówce. Raz posłuchała, jak dwie pracownice kuchni rozmawiały o zastrzelonym Francuzie, który próbował sforsować główną bramę i dostać się do środka. Przy pierwszej nadążającej się okazji zapytała o to ojca, ale ten kategorycznie zaprzeczył. Musiało być jednak coś na rzeczy, bo jeszcze tego samego dnia kucharki zniknęły i nikt więcej już ich nie widział.
Berenika zrozumiała, że cokolwiek usłyszy, będzie to musiała zachować w tajemnicy. Już zawsze…
Kilka lat później
Berenika przywykła do życia w nowym miejscu. Zajmowanie się Błażejem sprawiało jej wiele radości. Był takim jej promyczkiem w tej szarej rzeczywistości. Chłopczyk potrafił już całkiem ładnie czytać i pisać. Wszędzie było go pełno.
Berenice zostało też przydzielone miejsce pracy. Zajmowała się analizowaniem wszelkich nowych teorii na temat pozaziemskich cywilizacji. Miała pewne podejrzenia, że ojciec stworzył to stanowisko specjalnie dla niej, aby mieć ją stale na oku, ale kompletnie jej to nie przeszkadzało.
Jeżeli chodzi o Tomasza, ten awansował i zdarzało się, że wyjeżdżał poza teren bazy w poszukiwaniu rozbitych wraków. Mężczyzna upatrywał w tym szansę na ucieczkę, ale Berenika bała się ryzykować. Gdyby chodziło tylko o nich, nie wahałaby się nawet przez sekundę. Wszystko było lepsze od przebywania w tym miejscu, nawet śmierć, ale był jeszcze Błażejek, a jego Berenika nie zamierzała narażać. Naiwnie wierzyła, że znajdą w przyszłości inne, bezpieczniejsze rozwiązanie.
Całe szczęście Jerzy pozwolił całej trójce zamieszkać razem. Co prawda nie mogli pozwolić sobie na swobodne rozmowy; wiedzieli dobrze, że są podsłuchiwani, ale przebywanie razem dawało im namiastkę normalności.
Z upływem lat obecność obcych stała się faktem.
Młodych przerażał fakt, że nie było miesiąca, aby nie były zgłaszane kolejne incydenty. Wieści napływały z całego świata : Meksyk, Brazylia, Japonia, Rosja, Australia. Pracownicy bazy byli postawieni w stan najwyższej gotowości. Rządy państw też, bowiem Berenika widywała ich coraz częściej na czymś w rodzaju kontroli. Wszyscy ważni ludzie tego świata wiedzieli, co się dzieje w bazie. Nikt nie reagował. Ile jeszcze takich miejsc jest na świecie?
Eksperymenty przybierały na sile. Zarówno te na kosmitach, jak i na ludziach. Teraz ci, którzy dostawali wyroki śmierci i nie mieli rodziny, byli przewożeni do bazy i stawali się królikami doświadczalnymi. Nikt za nimi nie płakał, a władze najwidoczniej uznały, że to adekwatna do ich czynów kara. A że umierali powoli i w męczarniach? Takie życie – jak to mawiał Cichocki. Nieraz Berenikę budziły w nocy przeraźliwe krzyki. A może to krzyczało jej sumienie?
Obcy przebywający w bunkrze, a było ich już siedmiu, do tej pory nie przemówili.
Ten, którego Berenika zobaczyła jako pierwszego, został teraz przeniesiony do specjalnego pomieszczenia. Kobieta miała wrażenie, że znajduje się on w jakimś stanie hibernacji, bowiem przez cały czas siedział w jednym miejscu tak, jak go posadzili. Nawet nie drgnął. To było strasznie dziwne. Berenika przestała się go już bać. Wiedziała, że gdyby chciał ją skrzywdzić, już dawno by to zrobił. Czasami do niego mówiła. "Czemu was nie szukają?" było najczęściej zadawanym przez nią pytaniem. W takich chwilach Berenika nie przypuszczała nawet, że jest w ogromnym błędzie.
Nie wiedziała przecież, że dostęp do mediów z każdym dniem staje się coraz trudniejszy, przez co coraz częściej dochodziło do paraliżów telekomunikacyjnych. Nie miała pojęcia, że ludzie raz po raz zgłaszali, że widzieli na niebie niezidentyfikowane obiekty latające, ale rząd do znudzenia wmawiał im, że to wojsko testuje najnowsze technologie. Nikt nie wiedział, że na ludzkość został wydany wyrok śmierci.
Beata miała rację mówiąc kiedyś córce, że czasami lepiej jest po prostu nie wiedzieć. Wtedy można spędzić szczęśliwe dni w błogiej nieświadomości. Ile takich dni będzie jeszcze dane Berenice i reszcie ludzkości? Wystarczająco, aby zrozumieć, że życie jest najcenniejszym darem jakim otrzymaliśmy od wszechświata. A potem nadejdzie koniec.
Ale nikt tego już nie opisze…
KONIEC