Matko! Jakie to było smutne 😢
Witajcie, Kochani!
Na wstępie chciałabym Was przeprosić za swoją dość długą nieobecność. Niestety przez ostatnie 3 tygodnie trwały u mnie prace remontowo - budowlane. I przyznam Wam szczerze, że wieczorami byłam już tak padnięta, że nawet nie miałam ochoty brać się za pisanie.
Nie oznacza to jednak, że nic w tym czasie nie czytałam, bo prawda jest taka, że nie wytrzymałabym tyle czasu bez książek. Więc mimo różnych przeciwności udało mi się skonsumować kilka historii.
I o jednej z nich troszkę dzisiaj sobie porozmawiamy.
Zanim przejdziemy do fabuły i konkretów muszę się Wam przyznać, że chyba jeszcze nigdy nie czytałam tak smutnej opowieści. Takiej... kompletnie pozbawionej jakiejkolwiek radości, optymizmu, jakiegokolwiek koloru. Smutek wylewał się tutaj niemalże z każdej przeczytanej strony.
Nie była to łatwa książka.
A mowa tu oczywiście o "Księżniczce" autorstwa Lucyny Olejniczak od Wydawnictwa Prószyński i S-ka.
W najnowszej, na pierwszy rzut oka niepozornej powieści tej autorki poznajemy Lenę, dorosłą już kobietę, która postanawia rozliczyć się z przeszłością. I my, czytelnicy, robimy to razem z nią dzięki retrospekcjom, za sprawą których poznajemy dzieciństwo kobiety z perspektywy małej Lenki, a to wszystko na tle Nowej Huty.
Lena, dorosła kobieta, mężatka, i Lenka, dziewczynka, która dopiero rozpoczyna podróż przez życie - ta sama osoba, ale pierwsza z bagażem doświadczeń tej drugiej. To ciężar, z którym musi się zmierzyć po latach księżniczka tatusia.
W zacnym domu szanowanego inżyniera i budowniczego socjalistycznej Nowej Huty, za zamkniętymi drzwiami, rozgrywa się dramat pozornie idealnej rodziny. Obserwowany oczami dziecka dodatkowo nabiera ostrości.
Dorosła Lena wraca do rodzinnego domu, aby stanąć z ojcem twarzą w twarz i przekonać się, czy wszystko można wybaczyć, czy szacunek i miłość wpisane w relację rodzicielską są silniejsze niż pamięć o krzywdzie.
Tak prezentuje się opis tej powieści. Nie zapowiada nic dobrego? Muszę Was ostrzec, że treść z każdą kolejną stroną jeszcze bardziej przygnębia, a wszystko to za sprawą dramatu, który rozgrywa się w rodzinnym domu małej Lenki. Dramatu relacjonowanego przez krzywdzone dziecko, nie mające z nikąd pomocy i wsparcia. Bo ani sąsiedzi, ani nawet jej własna matka wolą nie widzieć, nie słyszeć, nie reagować. Bo tak jest łatwiej?
Wiecie, gdzie widziałabym winnego tego dramatu? W więzieniu. Bo nóż się w kieszeni otwiera, kiedy słyszy się o takich rzeczach i czasami naprawdę żałuję, że w Polsce nie ma kary śmierci. Tymczasem Lena staje z nim twarzą w twarz. Rozmawia. Siedzi przy jednym stole. Próbuje śmiać się z jego żartów. To jeszcze bardziej pokazuje jak ignorancja wpływa na losy człowieka.
"Księżniczka" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Lucyny Olejniczak. Nie mogę tu użyć żadnego porównania, ale jeżeli chodzi o styl autorki określiłabym go jako minimalistyczny, surowy i... chłodny. Bo taka właśnie była ta poruszająca powieść o ludzkim nieszczęściu i udawaniu, że problemu po prostu nie ma.
Czy polecam? To nie jest tego typu powieść, którą wręcza się drugiemu człowiekowi z uśmiechem na ustach. To nie jest książka, o której mówi się : "słuchaj, to prawdziwa petarda. Musisz to przeczytać". To powieść, która powinna być takim punktem zapalnym do zareagowania. Bo dramat może rozgrywać się tuż pod naszym nosem.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Prószyński i S-ka. Książka do kupienia ➡ TUTAJ ⬅ i TAM ⬇
Wiecie, gdzie widziałabym winnego tego dramatu? W więzieniu. Bo nóż się w kieszeni otwiera, kiedy słyszy się o takich rzeczach i czasami naprawdę żałuję, że w Polsce nie ma kary śmierci. Tymczasem Lena staje z nim twarzą w twarz. Rozmawia. Siedzi przy jednym stole. Próbuje śmiać się z jego żartów. To jeszcze bardziej pokazuje jak ignorancja wpływa na losy człowieka.
"Księżniczka" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Lucyny Olejniczak. Nie mogę tu użyć żadnego porównania, ale jeżeli chodzi o styl autorki określiłabym go jako minimalistyczny, surowy i... chłodny. Bo taka właśnie była ta poruszająca powieść o ludzkim nieszczęściu i udawaniu, że problemu po prostu nie ma.
Czy polecam? To nie jest tego typu powieść, którą wręcza się drugiemu człowiekowi z uśmiechem na ustach. To nie jest książka, o której mówi się : "słuchaj, to prawdziwa petarda. Musisz to przeczytać". To powieść, która powinna być takim punktem zapalnym do zareagowania. Bo dramat może rozgrywać się tuż pod naszym nosem.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Prószyński i S-ka. Książka do kupienia ➡ TUTAJ ⬅ i TAM ⬇