On się nim staje...
Niestety, Hugonem nie kierują żadne, nawet najmniejsze szlachetne pobudki. Jemu zależy tylko i wyłącznie na pieniądzach. Aby odziedziczyć spadek musi ożenić się przed magiczną trzydziestką. W innym wypadku dostanie, według niego, jakieś marne ochłapy.
Łucja Maśnik to z kolei młodziutka, niewinna i niedoświadczona w relacjach damsko- męskich dziewczyna studiująca w Krakowie. Od dziecka wychowywana przez babcie. Gaduła. Straaaaaaszna gaduła :-)
Przesympatyczna, choć bardzo naiwna. Nic dziwnego, że imponuje jej przystojny i pewny siebie Hajdukiewicz.
Ale bez względu na wiek, tak to właśnie z nami, kobietami jest. Pociągają nas prawdziwi dranie...
Jak się okazuje, znalezienie idealnej kandydatki na żonę wcale nie jest takie proste. Gdyby jeszcze chodziło o miłość. Ooo, to wtedy jest dużo prościej. Dosięga nas strzała amora, razi niczym najgorszy piorun traktując nas milionami voltów emocji i po sprawie. Jesteśmy ugotowani. Nic już na świecie nie ma znaczenia. Liczy się tylko on/ona.
Ale młody prawnik musi wziąć pod uwagę wiele czynników. W końcu chodzi o misternie przygotowaną intrygę, dzięki której stanie się posiadaczem prawdziwej fortuny. I wtedy przyjaciel Hugona, Adam, wpada na genialny pomysł i tak powstaje projekt Żona. Czy przy okazji Konkursu na żonę trzydziestolatek znajdzie miłość?
No tak. Jest tylko jeden malutki, aczkolwiek znaczący problem. On tej miłości wcale znaleźć nie chce.
Konkurs ogłoszony akurat na krakowskiej uczelni Łucji (przypadek, czy przeznaczenie?) daje jej szansę zarobienia chociaż kilku stówek do bardzo skromnego budżetu studentki. I tak właśnie krzyżują się drogi Hugona i Łucji.
Nie trzeba być jasnowidzem, żeby domyśleć się, co wydarzy się później.
Motyle w brzuchu. Fascynacja. Wreszcie wielka miłość i jeszcze większe oddanie. Ze strony dziewczyny, oczywiście. Hugo bowiem w tym samym czasie zastanawia się jak:
a) wybrnąć z kolejnych kłamstw
b) nie dopuścić do spotkania Łucji z nieodpowiednimi osobami
c) opanować do perfekcji metodę manipulowania studentką.
Ale nawet tak doświadczony gracz jak pan Palant (wybaczcie, ale nie znajduję innych słów na określenie Hajduka) nie mógł przewidzieć, że w malutkim ciele nastoletniej jeszcze dziewczyny spotka godnego sobie przeciwnika...
Łucja bowiem okazała się niesamowicie...
A zresztą. O tym musicie przeczytać już sami :-)
Nie wiem jak Wy, ale ja kiedy pierwszy raz zobaczyłam skromną i prostą, aczkolwiek uroczą okładkę pomyślałam, że to będzie lekka i przyjemna książka. Przecież po opisie można wywnioskować, że to jedna z tych historii, gdzie po pokonaniu kilku przeszkód i po wylaniu z brzegów rzeki gorzkich łez, głównych bohaterów spotka zakończenie żyli długo i szczęśliwie.
Troszkę mnie ten banalny opis zmylił.
Ale i sama historia z pozoru sprawia wrażenie prostej jak drut. I pewnie taka właśnie by była, gdyby nie kilka sprytnych zabiegów autorki, która uczyniła z niej powieść godną polecenia.
Kolejnym atutem jest język jakim posługują się bohaterowie powieści. Idealnie oddaje on mentalność ludzi. Tych mieszkających w "super" mieście jak i na "nudnej" wsi. Widać różnicę między wykształconymi i ważnymi, a skromniejszymi i prostymi. I przede wszystkim tym, jak poszczególne społeczności postrzegają siebie nawzajem.
A język młodzieży. O! To dopiero hardcore. I muszę przyznać, że chociaż dialogi między Łucją, a jej przyjaciółkami sprawiały czasami wrażenie rozmów między kosmitkami, w dzisiejszych czasach młodzi ludzie używają takiego właśnie "slangu". Chyba wszystko po to, żeby niewtajemniczeni nie mieli pojęcia o co chodzi :-)
Trzeci plusik za humor :-)
Ale słodzę, prawda? Żeby nie było więc za (blado)różowo muszę przyznać, że jestem troszkę zaskoczona sposobem przedstawienia babci głównej bohaterki. Na początku byłam przekonana, że to taka dobra i poczciwa staruszka z siwymi włosami i kolorową chustą na głowie. Tymczasem okazało się, że ona ma dopiero... 60lat!
Rozumiem, że młodzi ludzie (tacy jak, np. Łucja) mogą postrzegać osoby dojrzalsze trochę inaczej.
Zdaję sobie również sprawę, że sześćdziesiąlatka ze wsi różni się od sześćdziesiąlatki z miasta. Jednak jako naocznych świadek poczynań wiejskich kobiet wiem, że mają one czasami więcej energii niż my, trzydziestolatki, w naszym mniemaniu, przygnieceni ciężarem codziennego życia.
Moim zdaniem jest to idealna propozycja na spędzenie przyjemnego popołudnia, najlepiej na świeżym powietrzu, tym bardziej, że pogoda wreszcie postanowiła się nad nami zlitować :-)
Ja spędziłam przy niej miło czas, mimo, że Hugo wielokrotnie wyprowadził mnie z równowagi.
A Łucja... Łucji życzę powodzenia.
Z niecierpliwością czekam na kontynuację.
Po poznaniu zakończenia Konkursu na żonę, tytuł drugiej części, czyli Bilet do szczęścia nabiera nowego znaczenia :-)
Pamiętajcie!!!
Premiera Konkursu na żonę już 10 maja!!!
/Ania.
"Konkurs na żonę"
Beata Majewska
Wyd. Książnica
Za możliwość przeczytania
i przygotowania przedpremierowej recenzji dziękuję Wydawnictwu Książnica.
www.publicat.pl
www.publicat.pl
Zaintrygowałaś mnie ... - a może to wcale nie Ty, a Łucja lub szanowny Pan Palant - zapowiada się ciekawie ! Kończę swoje kryminały i już wiem za co zabieram się w weekend! :)
OdpowiedzUsuńNiestety w ten weekend nie spotkasz się jeszcze osobiście z Hugonem. Ani nie pójdziesz na kawę z Łucją. Pojawią się oni w Twoim życiu dopiero 10 maja :-)
UsuńBrzmi naprawdę interesująco ;)
OdpowiedzUsuńI jest interesująco :-)
UsuńAż wstyd się przyznać, ale nie jestem miłośniczką polskiej literatury kobiecej. Chyba dlatego że nie spotkałam na swojej drodze książki która by nie urzekła i powaliła na kolana. Wolę literaturę zagraniczną. Lecz po przeczytaniu tak niesamowitej i zachęcającej recenzji Ani jestem skłonna się przełamać i przeczytać "Konkurs na żonę" ☺ a nóż widelec zakocham się w krajowej literaturze ☺ jestem bardzo ciekawa jak ta historia miłosna się skończy ☺
OdpowiedzUsuń:-*
UsuńKarolino moja droga,
ja też kiedyś omijalam twórczość polskich autorów szerokim łukiem. A potem BUM!!!
Przepadłam :-)
Mam nadzieję, że Ty również pokochasz polskie powieści równie mocno jak ja :-)
Właśnie czytam ;)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że wrażenia pozytywne :-)
UsuńRzeczywiście książka wydaje się bardzo niepozorna. A jednak ma w sobie magnetyzm - znaczy Twoja recenzja ma, więc o dziwo z przyjemnością sięgnę po książkę.
OdpowiedzUsuńPaulina z Oko na kulturę
Cieszę się, że Cię zachęciłam do sięgnięcia po nią :-)
UsuńNie czytałam jeszcze nic tej autorki, ale może skuszę się na tę pozycję, skoro tak polecasz :)
OdpowiedzUsuńA pewnie, że polecam :-)
UsuńWszędzie mi się ta książka rzuca w oczy, ale wszędzie tez zbiera dobre opinie. Z checią przeczytam :)
OdpowiedzUsuńFaktycznie, jest to jedna z tych książek, o których ostatnio głośno :-) Ale moim zdaniem słusznie :-)
UsuńZapowiada się ciekawa lektura:) Zapisuję książkę na listę:)
OdpowiedzUsuńRewelacja <3
Usuń